|
Kalendarium: rok
2000
Rok: |
1992 |
1993
|
1994
|
1995 |
1996
|
1997 |
1998
|
1999 | 2000 |
2001
|
2002
|
2003
|
2004 |
18 stycznia |
powstał pożar w altanie przy
ul. Na Załęczu. Informację na ten temat zamieścił Dziennik
Polski 20.11.2000 r. w notatce "Śmierć od świeczki": "W nocy z
wtorku na środę wybuchł pożar na terenie ogródków działkowych
przy ulicy Na Załęczu w Krakowie (...). Z wstępnych ustaleń
wynika, że źródło ognia nie było tam, gdzie stał piecyk, więc -
jak się sądzi - pożar mógł powstać od świeczki lub papierosa. Z
przeprowadzonych wczoraj badań ciała wynika, iż
najprawdopodobniej w tym przypadku nie było udziału osób
trzecich. Mężczyzna spał na łóżku, które zajęło się ogniem.
70-latek najpierw zaczadził się, po czym ciało objęły
płomienie". Akcja gaśnicza prowadzona z pomocą 2 samochodów
gaśniczych trwała około 2 godz. |
|
|
26 stycznia |
Gazeta Krakowska z 26.01.2000
r. w notatce "Lodowiska dla dzieciaków" poinformowała o wsparciu
ze strony straży pożarnej dla akcji tworzenia lodowisk: "Ponad
60 próśb o pomoc w organizowaniu lodowisk mają małopolscy
strażacy. Za kilka dni rozpoczynają się w naszym województwie
ferie zimowe, nie wszystkie dzieci będą mogły wyjechać na
wypoczynek w góry. Dla tych, którzy zostają w domach strażacy
wyciągają pomocną dłoń. Oferują pomoc w urządzaniu przyszkolnych
i osiedlowych lodowisk". |
|
|
2 lutego |
nietrzeźwy mężczyzna wdrapał
się na przęsło mostu Piłsudskiego z zamiarem popełnienia
samobójstwa. Na miejsce wezwano policję oraz straż pożarną.
Przebieg tego zdarzenia opisała Gazeta Wyborcza z 04.02.2000 r w
artykule "Godzina na przęśle": "Kapitan Lesław Nędzka, dowódca
Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 2: - Dotarliśmy tam przed
dwudziestą trzecią; wóz gaśniczy, operacyjny, z drabiną i
skokochronem. Napompowaliśmy poduszkę, ale musieliśmy cały czas
ją przenosić z miejsca na miejsce, ponieważ facet nerwowo
przemieszczał się po przęśle w poprzek konstrukcji. Biegaliśmy z
nią niemal po całym moście. Strażacy ustawili wóz z drabiną,
lecz nie mogli jej użyć, dopóki czynna była trakcja elektryczna
linii tramwajowej, biegnącej ponad mostem. Po kilkudziesięciu
minutach pojawiło się pogotowie energetyczne oraz ekipa z MPK i
wspólnie wyłączyły zasilanie. Pomoc mogła ruszyć. Desperat nadal
był niespokojny. Chodził po przęśle i powtarzał w kółko: - Mamo,
mamo! (...) Minęła prawie godzina akcji ratowniczej, gdy Jan B.
nagle się uspokoił. Wtedy 38-letni starszy sierżant z Komendy
Miejskiej Policji wszedł do kosza, który wieńczy strażacką
drabinę. Konstrukcja uniosła się do góry. Po kilku minutach
funkcjonariusz i niedoszły samobójca stanęli bezpiecznie na
jezdni mostu (...). Janem B. zaopiekowali się lekarz i
sanitariusze. Karetką przewieziono go do Szpitala
Neuropsychiatrycznego im. Babińskiego i poddano krótkiemu
badaniu. |
|
|
23 lutego |
około południa powstał pożar
przy ul. Wybickiego. Zdarzenie to relacjonowała Gazeta Krakowska
z 24.02.2000 r. w notatce "Pożar biurowca": "- Najpierw
zobaczyłam dym, w sekundzie na korytarzu zrobiło się tak czarno,
że nie dało się przejść. Ja jeszcze zbiegłam po schodach. Innym
ogień odciął drogę. Ludzie skakali z okien, schodzili po
drabinach - tak opisuje dramat jak wczoraj wydarzył się w
biurowcu "Chemkopu" przy ul. Wybickiego w Krakowie, jedna z
pracujących w nim osób. Ogień strawił cały budynek,
rozprzestrzeniał się błyskawicznie, rozsiewał toksyczny dym z
płonących tworzyw sztucznych. 35 strażaków i 12 wozów bojowych
pospieszyło na pomoc 100 uwięzionym tu ludziom.
To był poważny pożar. Akcję utrudniało silne zadymienie, jakie
dają trawione przez ogień materiały syntetyczne - wykładziny
pokojowe, komputerowe kable. Nie dało się wejść bez aparatów ze
sprężonym powietrzem. Jedną osobę przytrutą tlenkiem węgla
pogotowie odwiozło do szpitala. W budynku pracowało 100 osób,
można mówić o dużym szczęściu, że nikt więcej nie ucierpiał -
mówi kierujący akcją młodszy kapitan Ryszard Szlachta ze straży
pożarnej.
To właśnie w pokoju gdzie składano komputerowe części ogień
pojawił się pierwszy. Według wstępnej oceny strażaków
prawdopodobnie ktoś go zaprószył, bądź nastąpiło zwarcie
instalacji elektrycznej. Pracownik będący w sąsiednim pokoju
chwycił gaśnicę, ale zamiast zdusić płomienie pognały one
korytarzem uzyskując pożywkę ze świeżego". Akcja
ratowniczo-gaśnicza trwała ponad 2,5 godz. Straty materialne
oszacowano na 300.000 zł. |
|
|
1 marca |
wczesnym rankiem wezwano straż
pożarną do mieszkania na os. Jagiellońskim. Po otwarciu drzwi
znaleziono nieprzytomnego, zaczadzonego młodego mężczyznę oraz 2
jego psy. Próba reanimacji prowadzona przez strażaków, a potem
lekarza pogotowia nie powidła się. Równocześnie do mieszkania
podano 1 prąd wody. Akcja gaśnicza trwała 1,5 godz. Spaliły się
meble kuchenne, opaleniu uległy ściany w mieszkaniu. Straty
materialne oszacowano na 30 000 zł.
- około godz. 14.30 powstał pożar w domu jednorodzinnym przy ul.
Na Błonie. W jego wyniku przytruciu uległ 93-letni mężczyzna.
Ponadto ogień osmalił mu włosy. Nie zgodził się jednak na
przewiezienie do szpitala. Strażacy ugasili pożar 1 prądem wody.
Łącznie akcja ratowniczo-gaśnicza trwała 0,5 godz. |
|
|
16 kwietnia |
wczesnym rankiem wybuchł pożar
na os. Przy Arce. Relację z tego wydarzenia zamieściła Gazeta
Wyborcza z 17.04.2000 r. w notatce "Ogień w wieżowcu": "Gdyby
strażacy spóźnili się kilka minut, wszyscy byśmy zginęli -
Waldemar Grudkowski pokazuje spalone częściowo drzwi. Starszy
mężczyzna mieszka z żoną i córką na piątym piętrze wieżowca nr
15 na osiedlu Przy Arce. W niedzielę nad ranem całą trojkę
obudził odgłos wybuchu i krzyk sąsiadki z naprzeciwka. - Wołała
o pomoc. Ledwo zdążyła uciec z wnukami. Za nimi widać było już
tylko ścianę ognia - opowiada Grudkowski. W płonącym mieszkaniu
nocowały cztery osoby, w tym dwoje kilkuletnich dzieci. Ich
ojciec uratował się, schodząc przez balkon piętro niżej do
sąsiadów. Stamtąd zadzwonił po strażaków. (...). Zbudzeni
mieszkańcy próbowali na własną rękę gasić płomienie. Wodę
znosili w garnkach i wiadrach. Wszystko na nic. Gęsty, biały dym
wypełniał korytarze na górnych kondygnacjach. Kto mógł, uciekał
na zewnątrz budynku, inni uszczelniali wejścia do mieszkań
mokrymi ręcznikami i wychodzili na balkony, oczekując na pomoc
(...).
W bloku czuć spaleniznę. Cały korytarz na piątym piętrze pokrywa
gruba warstwa sadzy. W wielu miejscach z sufitu odpadły
olbrzymie płaty tynku. Od wysokiej temperatury popękały grube
szyby oddzielające klatkę schodową od korytarza; wygiął się
również strop nad wypalonymi pomieszczeniami. (...) Natychmiast
po przy byciu na miejsce (strażacy) odcięli dopływ prądu i gazu
oraz ewakuowali ok. 120 osób z najbardziej zagrożonych pięter.
Niektórzy w ognioodpornych ubraniach wchodzili do płonących
pokoi, aby od środka gasić ogień. Akcję ratunkową zakończyli po
prawie trzech godzinach. Do szpitala na obserwację trafiło
siedem lekko zaczadzonych osób, w tym lokatorzy spalonego
doszczętnie mieszkania. Większość wypisano już przed południem".
W akcji ratowniczo-gaśniczej uczestniczyło 54 strażaków i 10
samochodów pożarniczych, w tym 3 gaśnicze i 2 drabiny
mechaniczne. |
|
|
5 maja |
tragiczny był finał pożaru
przy ul. Jasińskiego. Zdarzenie to opisała Gazeta Krakowska z
6-7.05.2000 r. w notatce "Śmiertelne zaczadzenie": "O godz. 4
nad ranem (...) pożar wybuchł w mieszkaniu na IX piętrze. Na
miejsce przyjechało 6 sekcji straży pożarnej. Cala akcja trwała
3 godz. Trzeba było ewakuować 15 lokatorów mieszkających na IX i
X piętrze. Niestety, w wyniku zaczadzenia zmarła 80-letnia
kobieta. Doszczętnie spłonęło jedno mieszkanie. (...) Na miejsce
przybył prokurator i policja. Trwa ustalanie przyczyn pożaru. Są
dwie prawdopodobne wersje. Albo nastąpiło zwarcie instalacji
elektrycznej, lub lokatorka zostawiła na noc włączoną lampkę
nocną, która upadła na łatwopalny materiał. Straty w budynku
wyceniono na 70 tyś. zł." |
|
|
17 maja |
przy okazji strażackich
uroczystości w Komendzie Miejskiej gościł ks. kard. Franciszek
Macharski. Wydarzenie to zrelacjonowała Gazeta Krakowska z
18.05.2000 r. w notatce "Rycerze św. Floriana": "Witając
dostojnego gościa Komendant Miejski PSP, starszy brygadier
Antoni Nawrot przypomniał w krótkim wystąpieniu, że to druga w
historii miejskiej straży wizyta kościelnego hierarchy. Przed 75
laty remizę odwiedził krakowski biskup książę Adam Sapieha,
późniejszy metropolita. Poświęcił wtedy fajermański sztandar i
wbił w drzewce pamiątkowy gwóźdź. Tę pamiątkę, cudem ocalałą, z
dumą prezentowali kardynałowi Macharskiemu krakowscy strażacy
(...).
<br><br>Kardynał Macharski wykorzystał fakt, że z okazji święta
strażacy zebrali się na placu apelowym. Witał się z weteranami
tego trudnego i niebezpiecznego zawodu, błogosławił tych, którzy
aktualnie pełnią służbę, rozmawiał też najmłodszymi strażakami.
aspirantami z nowohuckiej szkoły. Z okazji święta strażaka
najbardziej zasłużeni fajermani odznaczeni zostali odznaczeniami
państwowymi i medalami. Otrzymali też honorowe dyplomy i listy
gratulacyjne. W obchodach uczestniczyli m.in. starosta krakowski
Renata Godyń-Swędzioł, Komendant Wojewódzki PSP st. brygadier
Kazimierz Krzowski". |
|
|
28 maja |
nad Krakowem i jego okolicami
przechodziła ogromna burza. Konsekwencje tego wydarzenia opisał
Dziennik Polski z 29.05.2000 r. w notatce "Trafiony Kraków":
"Wczorajsza gwałtowna ulewa przyczyniła się - zdaniem
policjantów - do wypadku, do którego doszło wczoraj, ok. godz.
14, w Alwerni - na drodze 780. Wyprzedzający poloneza kierowca
forda wpadł w poślizg i jego auto stanęło bokiem na jezdni. W
forda uderzył dostawczy mercedes jadący z przeciwnego kierunku i
wyprzedzany polonez. W wyniku uderzenia zginął kierowca forda;
pozostali dwaj kierowcy są ranni, podobnie jak 3 pasażerów
poloneza.
Konar uderzonego piorunem drzewa spadł na 50-letnią kobietę,
która wraz z synem była na festynie w Lesie Wolskim (w rejonie
polany Lea). Dziecku nic się nie stało, natomiast kobieta
doznała obrażeń nóg i biodra.
Łamiące się konary i przewracające drzewa tarasowały ulice w
Krakowie; uszkodzonych zostało przynajmniej kilka samochodów
(...). Na pl. Centralnym konary wybiły trzy szyby wystawowe
sklepu z pamiątkami. Drzewa padły też m.in.: na ul. Księcia
Józefa, Królowej Jadwigi, na os. Zgody, Handlowym, w
Zbydniowicach. Piorun uderzył w stodołę w Rząsce, która zapaliła
się. Z kolei w Sieprawiu wichura zerwała blachę z dachu kościoła
(wiatr i walące się drzewa zerwały również sieć energetyczną w
niektórych podkrakowskich rejonach). Strażacy odbierali też
telefony z prośbami o wypompowanie wody z zalanych piwnic -
głównie z rejonu Nowej Huty, gdzie nawałnica miała
najgwałtowniejszy charakter. W niektórych miejscach Krakowa
spadł grad (głównie w Nowej Hucie), a biało od lodowych kulek
było m.in. na ulicy Mogilskiej, w pobliżu siedziby policji".
Tego dnia strażacy interweniowali 64 razy. |
|
|
4 czerwca |
podczas kąpieli w Wiśle na
wysokości Facimiechu utonęły 4 osoby, a 1 została uratowana i
przewieziona do szpitala. Na miejsce zdarzenia wezwano straż
pożarną. Strażacy rozpoczęli poszukiwania przy użyciu pontonu i
bosaka. Po przybyciu płetwonurków z JRG 4 prowadzono
przeszukiwanie dna rzeki. W czasie penetracji odnaleziono zwłoki
12-letniej dziewczynki. Przeszukiwania prowadziły dwie ekipy
płetwonurków wspomagane przez 4 osady (3 pontony, 1 łódź
motorowa). Działania prowadzono do wyczerpania możliwości
fizycznych płetwonurków i zapadnięcia całkowitego zmroku.
Poszukiwania prowadzone następnego dnia polegały na penetracji
dna rzeki przez płetwonurków z JRG 4 oraz Policji. Około godz.
12 płetwonurek odnalazł zwłoki 15-letniej dziewczynki. O godz.
18.15 odnaleziono zwłoki 39-letniej kobiety. Działania
zakończono około 20.25. W dniu 6 czerwca o godz. 9.15 rozpoczęto
dalsze poszukiwania. Około godz. 10.15 znaleziono zwłoki
ostatniej ofiary - 12 letniej dziewczynki w miejscowości Kopanka
ok. 5 km od miejsca utonięcia. Łącznie akcja poszukiwawcza
trwała 43 godz. i 5 min |
|
|
12 czerwca |
do zaskakującego wypadku
drogowego doszło przy ul. Balickiej. Jego okoliczności opisał
Dziennik Polski z 13.06.2000 r. w notce "Chwila nieuwagi": "Pod
jadącą tamtędy lokomotywę, która ciągnęła cysterny z paliwem,
wpadł samochód "Renault Megane" (...). Kierowca samochodu
"Renault" powinien zobaczyć lokomotywę z cysternami po swojej
lewej stronie; nadto - dla jadących w kierunku Krakowa tor jest
bardziej widoczny, gdyż przecina ulicę skosem - biegnącym w
stronę auta, niejako przed nim (a stamtąd właśnie nadjechał
pociąg), a nie za nim.
- Lokomotywa uderzyła zderzakiem w lewą stronę pojazdu, w okno -
tam, gdzie siedzi kierowca. Następnie przeciągnęła jeszcze
samochód około 40 - 50 metrów po torach, nim hamujący skład
zdołał się zatrzymać. Samochód został zmiażdżony, trzeba było go
rozcinać, by wyciągnąć kierowcę. Doznał on bardzo poważnych
obrażeń - mówi kapitan Krzysztof Mendak z Jednostki
Ratowniczo-Gaśniczej nr 3 w Krakowie - Przez ten przejazd często
jeżdżą nasze samochody i nigdy nie było problemu. Pociągi wolno
przejeżdżają i nie sposób nie zauważyć oznakowania: przejazd
jest widoczny, jest ostrzeżenie. Jestem bardzo zaskoczony, że
doszło tam do takiego wypadku". Straty materialne oszacowano na
25.000 zł. |
|
|
20 czerwca |
przed północą powstał pożar w
stadninie koni przy ul. Agatowej. Relację strażaków z tego
zdarzenia zamieścił Dziennik Polski z 23.06.2000 r. w notatce
"Stadnina w ogniu": "- Byliśmy na miejscu o 23 - mówią strażacy.
- Ogniem objęty był już cały budynek stadniny. Zaczęliśmy gasić
pożar i równocześnie wyprowadzać konie, które były w środku. Za
chwilę przyjechały kolejne jednostki ratownicze, policja i
załoga pogotowia energetycznego, która odłączyła prąd. Do godz.
6 rano przekopywaliśmy, siano i polewali je wodą.
W akcji ratowniczej uczestniczyło 11 jednostek ratowniczych
straży pożarnej oraz 13 policjantów z oddziałów prewencji,
którzy zostali zaangażowani do zabezpieczenia terenu pożaru.
Pomagali też chwytać konie, które rozbiegły się po najbliższej
okolicy. Ogień strawił znaczną część stajni, w której trzymane
były konie i pasza dla nich. W zadaszonym drewnianym kompleksie
pozostało kilka boksów po nie objętej pożarem stronie budynku.
Jeszcze w środę w południe strażacy dogaszali tlące się
pogorzelisko. Usuwano także ze stajni szczątki spalonych koni.
Spłonęły 2 ogiery, 2 wałachy oraz 4 klacze. Kilka koni zostało
także zranionych. (...) Na razie nie wiadomo, skąd wziął się
ogień. - W grę wchodzi podpalenie lub zwarcie instalacji
elektrycznej - twierdzą strażacy". Straty materialne oszacowano
a 100.000 zł. |
|
|
21 czerwca |
do niebezpiecznego
rozszczelnienia cysterny z propanem-butanem doszło na bocznicy
kolejowej w Prokocimiu. Notatkę z akcji straży pożarnej pt.
"Gorąca klapa" zamieścił Dziennik Polski z 23.06.2000 r.: "Ponad
dziewięć godzin trwała akcja (...), w której brało udział m.in.
sześć sekcji straży pożarnej, w tym pluton ratownictwa
chemicznego (...). - Prawdopodobnie było to wynikiem
nieszczelności tzw. klapy rewizyjnej, być może do tego
uszkodzenia doszło w trakcie przetaczania wagonów, gdy były
wstrząsy. Wprawdzie podjęto próbę domknięcia klapy cysterny, ale
była ona (także cały zbiornik, gdyż było bardzo gorąco) bardzo
nagrzana, więc przystąpiono najpierw do jej schładzania. W końcu
cysternę odtransportowano, pod eskortą straży pożarnej, do
miejsca, gdzie można było dokonać awaryjnego przetankowania do
innych zbiorników. Na szczęście, nikomu nic się nie stało, nie
doszło do skażenia środowiska, choć w takich przypadkach zawsze
istnieje duże niebezpieczeństwo wypadku - powiedział nam
uczestnik czwartkowej akcji". |
|
|
13 lipca |
do tragicznego zdarzenia
doszło w Wilczkowicach. Opisał je Dziennik Polski z 14.07.2000 w
notatce "Zasypani w rowie": "Właściciel domu, jego brat oraz
operator koparki od kilku godzin pracowali przy wykopie kanału
ściekowego. Rów miał już około 2,5 metra głębokości, gdy w
pewnym momencie ziemia zaczęła się osuwać. Na mężczyzn runął
grad kamieni z ziemią. W sekundę później wszyscy zostali
zasypani. Do nieszczęścia doszło niemal na oczach żony
zasypanego właściciela domu. Natychmiast wezwano pogotowie,
straż pożarną oraz policję. Ratownicy przystąpili do wykopywania
rowów około 18.00. Po kilkunastu minutach pokazała się na
powierzchni głowa młodego mężczyzny, brata właściciela budynku.
Żył i był przytomny. Całkowicie uwolniono go spod sterty kamieni
dopiero przed 20.00. Wówczas karetka odwiozła go do szpitala.
Pozostali dwaj mężczyźni nie przeżyli katastrofy. Ratownicy
odkopywali ich zwłoki aż do nocy". |
|
|
31 sierpnia |
w Dziekanowicach powstał pożar
obory udojowej należącej do Agencji Rolnej Skarbu Państwa.
Wydarzenie to opisał Dziennik Polski z 02.09.2000 r. w artykule
"Ludzi i bydło uratowano": "- Piorun wpadł przez dach i
rozprysnął się na trzy strony - mówią świadkowie. - W jednej
chwili zajął się cały dach.
Rozprzestrzenianie się żywiołu ułatwiał drewniany strop budynku
i zgromadzone na strychu siano. W kilkanaście minut później na
miejscu znalazły się pierwsze wozy bojowe PSP z Krakowa, wkrótce
przyjechały także jednostki OSP (...). Strażakom nie udało się
wejść do budynku, bo płonący strop groził zawaleniem. Niedługo
potem do Dziekanowic wezwano kolejne jednostki gaśnicze z
Krakowa oraz okolicznych gmin. Konieczne było wykorzystanie
dwóch potężnych cystern, o pojemności 18 tyś. litrów każda. Wodę
dowożono z odległej o kilka kilometrów Dłubni, korzystano
również z hydrantu w Dziekanowicach. - Natychmiast po tym jak
pojawił się ogień, odcięliśmy dopływ prądu do budynku i
wezwaliśmy straż oraz pogotowie energetyczne - mówi kierownik
gospodarstwa Janusz Plichta. - Krowy udało się nam wygonić na
leżące nieopodal pastwisko. (...) Około godz. 21 konieczne
okazało się wezwanie wozu strażackiego z wysięgnikiem, z którego
polewano budynek. Ogień udało się opanować około godz. 23,
później trwało jeszcze dogaszanie tlącego się siana i drewnianej
konstrukcji dachu. (...) Straty oszacowano wstępnie na około 500
tyś. złotych. W piątkowe popołudnie trwało jeszcze przekopywanie
pogorzeliska, strażacy ściągali również pozostałości dachu". |
|
|
19 września |
w Komendzie Miejskiej
przebywała delegacja strażaków z Frankfurtu nad Menem, |
|
|
26 września |
do Wisły przedostała się
substancja ropopochodna. Wydarzenie to opisał Dziennik Polski z
27.09.2000r. w artykule "Złapana plama": "Plama ma prawie
kilometr długości, płynie głównym nurtem, szeroka na 2 - 3 metry
i rozlewa się trochę na boki. To bardzo cienki film olejowy (nie
kożuch). Płynie prawdopodobnie od stopnia Kościuszko - mówił nam
kpt. Jacek Ambrożkiewicz, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej
nr l, specjalizującej się w ratownictwie chemicznym.
Plamę na Wiśle w Krakowie zauważono około godziny 7 rano, na
wysokości Komisariatu Wodnego Policji przy ul. Tynieckiej (...).
Strażacy dostali zgłoszenie o zdarzeniu dopiero około godziny
9.30. Przed stopniem wodnym Dąbie rozpostarli 200-metrową zaporę
(rękawy wypełnione tworzywem), która miała zatrzymać plamę
(...). Po południu spuszczono wodę ze stopnia Kościuszko, jak i
ze stopnia Dąbie, by przyspieszyć nurty rzeki. Plama przy tym
rozbiła się na mniejsze fragmenty. Po godz. 16 substancja
dotarła do zapory. Odciągnięto ją do separatora; jak się
okazało, tu dopłynęło już tylko 50 litrów. Cała akcja (brały w
niej udział dwie jednostki straży, w sumie 18 osób) trwała do
godz. 18, zbieranie substancji zabrało ostatnie trzy godziny". |
|
|
6 listopada |
w 150-rocznicę powstania
jednego z największych pożarów w historii Krakowa na Rynku
Głównym miało miejsce uroczyste przekazanie i poświęcenie
samochodów dla jednostek podległych Komendzie Miejskiej PSP w
Krakowie, w tym 8 Lublinów, 2 Opli Astra, Samochodu Ciężkiego
Ratownictwa Technicznego Man oraz niskopodłogowej drabiny
mechanicznej Iveco-Magirus o wysięgu 30 m z tylną osią skrętną.
Pojazdy te o łącznej wartości 4 mln zł. sfinansowała Komenda
Główna PSP oraz Urząd Miasta Krakowa. Podczas uroczystości,
którą prowadził znany "szwejkolog" Leszek Mazan, w koszu drabiny
w kierunku balkonu wieży ratuszowej powędrował. prezydent
Krakowa prof. Andrzej Gołaś w towarzystwie st. bryg. Andrzeja
¦widerka - Zastępcy Komendanta Głównego PSP oraz st. bryg.
Antoniego Nawrota - Komendanta Miejskiego PSP w Krakowie, gdzie
z rąk strażaka odebrał bukiet kwiatów oraz wysłuchał odegranego
stamtąd hejnału. W uroczystościach uczestniczyli także m.in. mł.
bryg. Tomasz Gartowski - Zastępca Dyrektora KCKRiOL oraz st.
bryg. Kazimierz Krzowski - Małopolski Komendant Wojewódzki PSP. |
|
|
26 grudnia |
w Białym Kościele na skutek
niedostosowania prędkości do warunków jazdy doszło do zderzenia
Skody Favorit z ciężarowym Renault. W jego wyniku śmierć
poniosło 4 członków rodziny w wieku od 18 do 45 lat, a 1 osoba
została ranna. Strażacy po przybyciu na miejsce zdarzenia
rozcięli sprzętem hydraulicznym karoserię samochodu osobowego i
umożliwili udzielenie pomocy medycznej osobom poszkodowanym.
Następnie usunęli pozostałości powypadkowe, a miejsce zdarzenia
przekazali pod dozór policji. |
Rok: |
1992 |
1993
|
1994 |
1995 |
1996
|
1997 |
1998
|
1999 | 2000 |
2001
|
2002
|
2003
|
2004 |
|