czwartek, 2 styczeń 2025 r.
Bip
Bezpieczny Powiat K-ki
Bezpieczny Kraków
   Sprawy OSP
 
 Liczba odwiedzin :

 


Kalendarium: rok 2004


Rok: | 1992 | 1993 | 1994 | 1995 | 1996 | 1997 | 1998 | 1999 | 2000 | 2001 | 2002 | 2003 | 2004 |


12 stycznia

tuż przed północą powstał pożar przy ul. Wielopole. Dziennik Polski z 14.01.2004 r. w notatce "Uratowała ich Koka" napisał o tym zdarzeniu: "Ogień wybuchł w oficynie budynku w nocy z poniedziałku na wtorek i doszczętnie strawił mieszkanie na poddaszu. Całkowicie spłonęły okna, drzwi, częściowo więźba dachowa, belki stropu i pokrycie dachu. Płomienie na szczęście nie zdążyły objąć klatki schodowej i sąsiednich mieszkań. - Uratował nas mój pies Koka - mówi pani Alicja, jedna z lokatorek kamienicy. - Przed północą obudziło mnie jego szczekanie. (...). Krzyki w kamienicy obudziły też dozorcę. Mężczyzna szybko otworzył bramę, a za chwilę na podwórko podjechały pierwsze wozy gaśnicze. Kiedy strażakom udało się dostać do płonącego mieszkania, zwłoki Marii F. były już częściowo zwęglone. Znaleźli tam także mężczyznę. Był bardzo poparzony, ale żył. Gdy wybuchł pożar prawdopodobnie oboje spali. Być może zaczadzili się, bo nie próbowali uciekać. Z ustaleń policji wynika, że z płonącego mieszkania zdążyły natomiast uciec dwie inne osoby - 31-letnia kobieta i 38-letni mężczyzna. To właśnie oni zaalarmowali sąsiadkę z drugiego piętra (...). Tej nocy ewakuowano wszystkich lokatorów oficyny. Mogli wrócić do swych mieszkań dopiero rano, gdyż do godziny siódmej trwała akcja gaśnicza". Uczestniczyło w niej 34 strażaków i 4 samochody gaśnicze. Straty materialne oszacowano na 100.000 zł.

 
20 stycznia

pożar w maszynowni bloku energetycznego Elektrociepłownia Kraków-Łęg. Informację o tym zdarzeniu opublikował Dziennik Polski z 21.01.2004 r. w artykule "Przeciek z wybuchem". Napisano w nim: "Pożar wybuchł około godz. 11.15 w hali maszyn, w okolicy jednego z czterech bloków energetycznych, na których znajdują się m.in. turbiny z generatorami prądu (tam odbywa się właściwy proces produkcji energii cieplnej i elektrycznej). Z powodu przecieku oleju układu turbinowego, służącego do smarowania turbiny i generatora, zapalił się zbiornik z 2 tonami oleju. Po chwili zaczęła płonąć także znajdująca się nad nim turbina. To spowodowało potężną eksplozję, która zerwała część dachu (zawalił się strop); powstała też dziura w ścianie. Ze względów bezpieczeństwa natychmiast wyłączono wszystkie urządzenia produkcyjne (także na pozostałych trzech blokach energetycznych). - Po wezwaniu straży pożarnej od razu zarządzono ewakuację całego personelu. Jedna osoba została poparzona przez podmuch gorącego powietrza. Lekarze stwierdzili poparzenia pierwszego i drugiego stopnia (na lewej części szyi, lewym policzku i uchu) - podał Krzysztof Krukowski, rzecznik Elektrociepłowni Kraków. - Było to pierwsze w ECK zdarzenie na taką skalę, nie wystąpiło żadne zagrożenie dla środowiska naturalnego". Akcja ratowniczo-gaśnicza, którą prowadziło 108 strażaków z pomocą m.in. 14 samochodów gaśniczych, 3 drabin mechanicznych, podnośnika hydraulicznego i Samochodu Ratownictwa Chemicznego trwała ponad 20 godzin. Podano 7 prądów piany. Straty materialne oszacowano na 10.000 zł.

 
22 stycznia

tragiczny w skutkach okazał się pożar przy ul. Białoruskiej. Relacje z tego zdarzenia zamieścił Dziennik Polski z 23.01.2004 r. w notatce "śmierć od papierosa?": "Około godziny 8 w czwartek na klatce schodowej bloku pojawił się dym i wkrótce na miejscu zjawiła się straż pożarna. - Ogień był w piwnicy. Jak się okazało - drzwi do niej były zamknięte od środka, więc trzeba było je wyważyć. Z uwagi na duże zadymienie strażacy wchodzili do środka w aparatach ochrony dróg oddechowych - powiedział nam starszy aspirant Mirosław Kijowski z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 6 Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. Ogień stłumiono szybko, ale pożar zakończył się tragicznie. W jednej z piwnic strażacy natknęli się na zwłoki 52-letniego mężczyzny - bezdomnego, który tam nocował; najprawdopodobniej uległ on przyczadzeniu, a następnie dosięgły go płomienie. Jest możliwe, że to on sam wywołał pożar, gdyż mógł zasnąć z papierosem - spaliło się m.in. łóżko, z którego korzystał w piwnicy. Okoliczności tej tragedii będzie jednak jeszcze badała policja. Ogień strawił m.in. trzy piwnice (i zgromadzone tam przez lokatorów rzeczy) i część korytarza, a straty materialne oszacowano wstępnie na ponad 5 tysięcy złotych".

 
2 lutego

Gazeta Krakowska w notce "Źródła dla straży" poinformowała, że "Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji zamontowało w Krakowie 40 nowoczesnych hydrantów. Pozwalają one na jednoczesne podpięcie trzech strażackich węży, w tym jednego o średnicy 100 mm. Dzięki temu czas napełniania sześciotonowej strażackiej cysterny skrócił się do kilku minut. Gdy w ubiegłym roku palił się Dom Handlowy Gigant, okazało się, że w okolicy brakuje hydrantów. Po wodę do gaszenia trzeba było daleko jeździć.
- Z inspiracji komendy miejskiej straży pożarnej zdecydowaliśmy się uzupełnić sieć o nowe urządzenia - mówi prezes MPWiK Ryszard Langer. - Na sieciach przesyłowych, a więc na rurociągach, które mają odpowiednio dużą średnicę i duże ciśnienie wody zamontowaliśmy 40 urządzeń. Usytuowano je w takich miejscach, by wozy bojowe straży nawet w czasie wielogodzinnej akcji nie paraliżowały komunikacji w mieście. Każdy nowy hydrant ma wydajność 15 litrów na sekundę, co skraca czas napełniania zbiornika sześciotonowego samochodu o dwie trzecie w stosunku do hydrantów o średnicy 75 mm.
- Duże ubiegłoroczne pożary pokazały, że czasem brakuje wody do gaszenia - uważa st. bryg. Józef Pękała, Zastępca Komendanta Miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. Jego zdaniem, miastu przydałoby się jeszcze około 40 hydrantów i kilka superciężkich samochodów gaśniczych, w zbiornikach których zmieści się 9 ton wody i 2 tony środka pianotwórczego. Najskuteczniejszym sposobem gaszenia dużych pożarów jest bowiem gwałtowne zalanie ich wielką ilością wody".

 
12 lutego

do bardzo poważnego pożaru doszło przy ul. Kremerowskiej. Relację z tego zdarzenia opublikowała Gazeta Wyborcza z 13.02.2004 r. w artykule "Ewakuacja na czas". Napisano w nim: "Ogień wybuchł około g. 2 w nocy, gdy niemal wszyscy mieszkańcy kamienicy przy 8 spali. Dym zauważyła z okna łazienki mieszkanka parteru. Telefony stacjonarne już nie działały - jej mąż zawiadomił straż pożarną przez komórkę.
- Po czterech minutach były na miejscu dwa pierwsze wozy. Jeszcze chwila i nie moglibyśmy się dostać do części budynku - twierdzi młodszy kapitan Robert Anioł, dowódca akcji ratowniczej.
- Pracuję w straży 12 lat, ale pożaru z tak trudną akcją ratowniczą jeszcze nie widziałem. Musieliśmy wezwać 15 wozów.
Ogień pojawił się od strony podwórka na wąskiej klatce schodowej. Płomienie niemal natychmiast odcięły drogę ucieczki rodzinom z kilku mieszkań. Zaczęły płonąć drzwi. - Musieliśmy polewać je wodą od wewnątrz. Klamki były tak gorące, że nie dało się ich dotknąć - wspomina pan Wiesław, mieszkający na trzecim piętrze. - Strażacy kazali nam podejść do okien i tam czekać. Czekaliśmy jakieś pół godziny - opowiada.
Z innych pomieszczeń po kolei wyprowadzano przez drugą klatkę schodową lokatorów w piżamach i z głowami owiniętymi mokrymi ręcznikami. Dym rozprzestrzenił się w całym budynku. W pięciu odciętych mieszkaniach paliły się już kuchnie (...).
- Nie mogliśmy się dostać do niektórych mieszkań. Najgorzej było w oficynie kamienicy, gdzie nie mogły wjechać wozy z drabinami. Musieliśmy wezwać naszą ekipę wysokościową. Już dziesięć minut po przybyciu spuścili na linach zamocowanych na dachu pierwszą osobę - opowiada kapitan Anioł. - Choć to bardzo ryzykowny sposób ewakuacji, nie mieliśmy innego wyjścia.
Część osób uległa zatruciu dymem i tlenkiem węgla. Szesnaście trafiło do kilku szpitali (...). Policja i straż pożarna badają przyczyny pożaru".
Podczas akcji ratowniczo-gaśniczej prowadzonej przez 41 strażaków z pomocą m.in. 5 samochodów gaśniczych i drabiny mechanicznej podano 4 prądy wody. Straty materialne oszacowano na 400.000 zł.

 
4 marca

tragiczny w skutkach okazał się stosunkowo niewielki pożar przy ul. Dietla. Jego okoliczności opisał Dziennik Polski z 05.03.2004 r. w notce "Utajniony pożar": "Wprawdzie lokatorzy budynku od jakiegoś czasu "wyczuwali lekki zapach dymu" na klatce schodowej, ale nikt jednak nie sądził, że może to być coś poważnego - podejrzewano, że może komuś przypaliło się jedzenie. Nigdzie nie było dymu, który zaalarmowałby sąsiadów. Gdy przed godziną 16 do mieszkania na drugim piętrze wrócił syn gospodarzy i otworzył drzwi - wtedy buchnął na niego dym. Okazało się, że w mieszkaniu wybuchł pożar. Według wstępnych ustaleń źródło ognia było w kuchni - koło kuchenki - powiedział nam starszy kapitan Piotr Millan, oficer operacyjny Miejskiego Stanowiska Kierowania Państwowej Straży Pożarnej; najprawdopodobniej lokatorzy coś gotowali i pozostawili potrawę na kuchence - bez nadzoru. Ogień strawił wnętrze pomieszczenia - spaliła się część mebli, wyposażenie, w tym rzeczy z tworzyw sztucznych. Gęsty dym wypełnił mieszkanie (nie wydostawał się na zewnątrz, gdyż było ono szczelnie zamknięte) i właśnie on - jak wynika z pierwszych oględzin - spowodował śmierć lokatorów - 70-letniego mężczyzny oraz jego żony; ciało gospodarza mieszkania znaleziono w przedpokoju, żona leżała w jednym z pokoi. Wprawdzie pogotowie ratunkowe prowadziło akcję reanimacyjną, ale nic już się nie dało zrobić". Straty materialne oszacowano na 3.000 zł.

 
4 maja w 1700 rocznicę męczeńskiej śmierci św. Floriana na ołtarzu polowym przy bazylice pod wezwaniem tegoż świętego ks. kardynał Franciszek Macharski odprawił uroczystą mszę św. w której uczestniczyli strażacy Państwowej Straży Pożarnej oraz straży ochotniczych z powiatu krakowskiego. Po nabożeństwie ulicami wokół Placu Matejki przeszła procesja z Najświętszym Sakramentem.
 
14 maja w dniu strażaka podczas uroczystości na terenie Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 przy ul. Westerplatte Małopolski Komendant Wojewódzki PSP st. bryg. Seweryn Dyja wręczył 145 strażakom z Krakowa i Skawiny awanse na wyższe stopnie służbowe. 54 osoby wyróżniono medalami "Za zasługi dla pożarnictwa". Komendant Miejski PSP w Krakowie st. bryg. Antoni Nawrot wręczył ks. kardynałowi Franciszkowi Macharskiemu miniaturową statuetkę św. Floriana. Wśród zaproszonych gości znaleźli się m.in. prof. Jacek Majchrowski - Prezydent Miasta Krakowa, przedstawiciele władz miasta i powiatu, wojska, policji, Straży Miejskiej oraz grupa nauczycieli i dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 24 w Krakowie.
 
24 czerwca w godzinach rannych powstał pożar przy ul. Wadowskiej. Informację o zdarzeniu opublikował Dziennik Polski z 25.06.2004 r. w notatce "Kilometr od wody": "- Gdy przyjechaliśmy na miejsce, ogień obejmował już połowę budynku. - mówi kapitan Wojciech Grzyb, dowódca plutonu Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. - To byt obiekt po dawnym kurniku - drewniany strop, dach, filary, więc to wszystko zajęło się błyskawicznie.
W obiekcie (...) jedną trzecią wynajmowała firma zajmująca się artykułami chemii budowlanej, a większą część zakład przetwarzający sól do celów kuchennych, przemysłowych i budowlanych. Właśnie w tej przetwórni pojawił się ogień, najprawdopodobniej (...) zaczął się palić wózek widłowy, a od niego zajął się budynek. Ogień całkowicie strawił część zajmowaną przez przetwórnię soli - zniszczeniu uległo całe wyposażenie, maszyny, towary, zapadł się dach, zostały tylko ściany. Obie firmy rozdzielał wprawdzie betonowy mur, ale "przestrzeń dachowa" była otwarta i ogień tamtędy dostawał się do drugiej części. Udało się ją jednak uratować; pracownicy zdążyli natomiast wywieźć zgromadzony tam towar. Straty materialne (...) wstępnie szacowane są na ponad 300 tysięcy złotych (...). Prowadzenie akcji było mocno utrudnione, gdyż najbliższy hydrant znajdował się w odległości prawie kilometra i wodę trzeba było dowozić cysternami; akcja trwała prawie 6 godzin".
 
22 lipca późnym popołudniem wybuchł pożar przy ul. Makuszyńskiego. Relację z kilku pierwszych godzin zmagań straży pożarnej opublikowała Gazeta Wyborcza z 23.07.2004 r. w artykule "Płoną Bieńczyce":
"Godzina 18.46 - Straż pożarna odbiera zawiadomienie o pożarze. Płoną liczące 5.000 m kw. magazyny firmy Auto Distribution. Słup dymu sięga kilkuset metrów. Teren otaczający hurtownię jest gęsto zabudowany, na szczęście głównie budynkami gospodarczymi. Straż pożarna w obawie przed wybuchem chemikaliów prowadzi ewakuację 22 ludzi z niewielkiego bloku stojącego około 200 m od płonących baraków. Na okolicznych ulicach tworzą się gigantyczne korki. Akcję gaśniczą prowadzi 15 jednostek straży, lecz cały czas wzywane są posiłki. Nie ma szans na ugaszenie głównego pożaru, strażacy bronią budynku biurowego hurtowni i sklepu samochodowego. - Pierwsze zapaliły się plastikowe zderzaki samochodowe. Pożar mogło spowodować wszystko, nawet spalona żarówka - mówi Franciszek Stachura, właściciel firmy. - Biurowiec został oddany do użytku w zeszłym tygodniu, płonąca hala była niedawno remontowana. Same towary wewnątrz magazynu są warte 18 mln. zł. Na szczęście, firma była ubezpieczona.
Godzina 19.45 - Pożar wybucha ze zdwojoną siłą. Wiadomo, że żaden z członków 60-osobowej popołudniowej zmiany nie znajdował się na terenie firmy. Do pożaru ściągają posiłki z całego województwa. Według rzecznika straży kpt. Andrzeja Siekanki nie ma niebezpieczeństwa wybuchu, zagrożenie stwarzają natomiast obłoki czarnego dymu, które wiatr pędzi w stronę placu Centralnego. Opary spalonych lakierów i olejów samochodowych mogą być groźne dla zdrowia. Strażacy i obecny na miejscu wicewojewoda Ryszard Półtorak apelują do mieszkańców Nowej Huty, by zamknęli okna i zeszli z górnych pięter wieżowców. Policja wyklucza możliwość podpalenia, gdyż osoby postronne nie miały dostępu do dobrze strzeżonych magazynów.
Godzina 20.43 - Na miejscu jest ponad 200 strażaków. Sprowadzono między innymi cysterny z Nowego Sącza, Oświęcimia i Andrychowa. Posiłki przybywają w samą porę, gdyż kilka minut później ogień przenosi się na parterowy budynek po drugiej stronie ulicy, ze składem oleju. Sytuacja jest bardzo poważna, gdyż na końcu budynku znajduje się stacja benzynowa. Równocześnie pożar pierwszego z magazynów dociera do składu opon. Dym gęstnieje. Dwóch strażaków zabiera karetka pogotowia. Na miejsce zmierzają posiłki wojskowe.
Godzina 21.30 - Pożar sąsiedniego budynku zostaje szczęśliwie opanowany. Biurowiec i sklep są ocalone. Tymczasem pożar głównego magazynu nie traci na intensywności. Franciszek Stachura podejrzewa, że zapaliła się część z chemikaliami".
Dzięki sprawnie przeprowadzonym działaniom magazyn z 10.000 opon został obroniony od ognia. Spłonął natomiast doszczętnie budynek z elementami wyposażenia samochodów oraz wiata z olejami. Działania straży przeciągnęły się do godzin popołudniowych 23 lipca. Łącznie cała akcja ratowniczo-gaśnicza trwała blisko 21 godzin. Uczestniczyło w niej 220 strażaków, oraz m.in. 51 samochodów gaśniczych, 3 drabiny mechaniczne, podnośnik hydrauliczny, Samochód Ratownictwa Chemicznego. Podano 15 prądów wody. Rany odniosło 5 strażaków. Straty materialne oszacowano na 22.000.000 zł.
 
24 lipca w dość nietypowych okolicznościach przyszło podjąć działania ratownicze strażakom przy ul. Makuszyńskiego. Całe zdarzenie opisała Gazeta Krakowska z 26.07.2004 r. w notatce "Wciągnięty przez piasek": "Do zdarzenia doszło (...) na terenie firmy, która zajmuje się m.in. produkcją kostki brukowej. - To jest ponad 10-metrowej wysokości silos (ma mniej więcej pięć metrów średnicy), który podzielony jest w środku na cztery komory; z nich dozowane jest m.in. kruszywo i piasek do produkcji. 28-letni mężczyzna sprawdzał sprawność urządzeń w komorze, w której był piasek - dodaje strażak. - Nagle piasek zaczął go wciągać, a prawdopodobnie im bardziej się ruszał, tym bardziej się zapadał; na szczęście pospieszyli mu z pomocą, gdy zorientowali się, co się dzieje, dwaj pracownicy. Usiłowali nie dopuścić do tego, by piasek całkowicie go zasypał. Gdy my przyjechaliśmy - z piasku wystawała właściwie tylko głowa uwięzionego w ten sposób mężczyzny. Do akcji przystąpiła m.in. grupa ratownictwa wysokościowego straży pożarnej (spuszczono się do wnętrza zbiornika). Z silosu wyciągnięto bez problemu dwóch pracowników firmy, którzy ratowali swojego kolegę, natomiast w przypadku zasypanego mężczyzny udało się nieco odgrzebać mu ramiona i założona została uprząż ratownicza. Mężczyzna cały czas był przytomny, oddychał, ale na wszelki wypadek podawano mu tlen. Ponieważ, mimo założonej uprzęży, nie można go było jednak wydobyć (a jedynie zapobiegać dalszemu wciąganiu) ciągnąc na siłę - pracownicy zakładu wycięli palnikiem acetylenowo-tlenowym dziurę z boku zbiornika. Przez nią odsypano z silosu sporo piasku i gdy jego poziom się obniżył - już bez większych przeszkód wyciągnięto uwięzionego mężczyznę. Cała akcja zakończyła się po około 3 godzinach".
 
30 lipca w Komendzie Miejskiej wizytę złożyła delegacja władz Insbruku z wiceburmistrzem Eugenem Sprengerem i jego małżonką.
 
6 sierpnia przy ul. mjr Łupaszki powstał pożar na polu pszenicy. Na miejsce zdarzenia udali się strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 3, a nieco później również nr 5 oraz jednostek wojskowych przy ul. Rydla i z Balic. Działania straży utrudniał silny wiatr, który rozprzestrzeniał ogień we wszystkich kierunkach. Ogień ugaszono w ciągu godziny. Spaliło się 10 ha pola. Straty materialne oszacowano na 50.000 zł.
 
19 września przy ul. św. Gertrudy do studzienki kanalizacyjnej wpadły nieopatrznie kluczyki. Dzięki interwencji strażaków udało się je odzyskać. Wdzięczny ich właściciel zamieścił w Gazecie Krakowskiej z 21.09.2004 r. swój list, w którym napisał: "Pragnę wyrazić serdeczne podziękowanie Strażakom z Komendy Miejskiej PSP przy ul. Westerplatte 19 w Krakowie za wybawienie z sytuacji, w jakiej znalazłem się w niedzielę wieczorem, kiedy pęk kluczy od mieszkania i samochodu wpadł mi niefortunnie do studzienki burzowej przy chodniku. Pozbawiony możliwości zabezpieczenia otwartego samochodu i wejścia do domu, usiłowałem prosić o pomoc instytucje, które, wydawało mi się, że mi pomogą, tj. MPWiK, Całodobowe Pogotowie W-K oraz ZGK. Niestety, ich pomoc ograniczyła się do odebrania telefonu i stwierdzenia, że tym się nie zajmują lub nie mają dyżuru. Dopiero kiedy ktoś podsunął mi pomysł zwrócenia się do Straży, osoba, która odebrała w komendzie telefon, bez żadnych oporów obiecała mi pomóc. W krótkim czasie po sprawnej akcji strażaków odzyskałem swoje klucze, co pozwoliło mi spędzić noc we własnym łóżku, a nie w samochodzie w oczekiwaniu do rana na służby komunalne. Pragnę tym Ludziom oraz kierownictwu - Komendy jeszcze raz serdecznie podziękować. Również za to, że jest w Krakowie instytucja, na którą mieszkaniec w takiej sytuacji, w jakiej ja się znalazłem, może liczyć i nie zostaje sam ze swoim problemem - Zbigniew Nieduszyński".
 
29 września miała miejsce uroczystość nadania Szkole Podstawowej nr 24 przy ul. Aleksandry 17 imienia Krakowskiej Straży Pożarnej. W pobliskim kościele pod wezwaniem Najświętszej Rodziny odprawiona została uroczysta msza św., podczas której nastąpiło poświęcenie sztandaru szkoły i wręczenie go przedstawicielom uczniów. Następnie zebrani przeszli na plac przed szkołą. Tam w obecności przedstawicieli straży pożarnej tj. m.in. Małopolskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP w Krakowie st.bryg. Seweryna Dyji, Komendanta Miejskiego PSP w Krakowie st. bryg. Antoniego Nawrota, przedstawicieli władz miasta i województwa, Małopolskiego Kuratorium Oświaty, proboszcza tamtejszej parafii, grona pedagogicznego szkoły z panią dyrektor Martą Czekaj na czele dokonano odsłonięcia pamiątkowej tablicy ufundowanej przez Komendę Miejską PSP. Podczas części nieoficjalnej uczniowie szkoły zaprezentowali program artystyczny.
 
21 października w miejscowości Gaj na pas drogi szybkiego ruchu w kierunku Krakowa wjechała koparka wymuszając pierwszeństwo przejazdu. Kierowca jadącego z Zakopanego autobusu PKS, w którym podróżowało około 20 pasażerów, nie zdołał wyhamować i doszło do zderzenia obu pojazdów. Autokar zatrzymał się w poprzek drogi, natomiast koparka przewróciła się i zawisła na barierkach oddzielających jezdnię od rowu. W wyniku wypadku rannych zostało 15 osób, w tym 4 ciężko. Dwie z nich jechały koparką. Poszkodowanych przetransportowano do szpitala. Strażacy z pomocą dźwigu usunęli zdewastowaną koparkę z drogi i odholowali uszkodzony autobus. Następnie oczyścili jezdnię z rozlanego paliwa i olejów. Przerwa w ruchu trwała 90 min.

Rok: | 1992 | 1993 | 1994 | 1995 | 1996 | 1997 | 1998 | 1999 | 2000 | 2001 | 2002 | 2003 | 2004 |


 

 (c) Komenda Miejska Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie
 Administracja