|
Kalendarium: rok
2004
Rok: |
1992 |
1993
|
1994 |
1995 |
1996
|
1997 |
1998
|
1999
|
2000 |
2001
|
2002
|
2003 | 2004 |
12 stycznia |
tuż przed północą powstał
pożar przy ul. Wielopole. Dziennik Polski z 14.01.2004 r. w
notatce "Uratowała ich Koka" napisał o tym zdarzeniu: "Ogień
wybuchł w oficynie budynku w nocy z poniedziałku na wtorek i
doszczętnie strawił mieszkanie na poddaszu. Całkowicie spłonęły
okna, drzwi, częściowo więźba dachowa, belki stropu i pokrycie
dachu. Płomienie na szczęście nie zdążyły objąć klatki schodowej
i sąsiednich mieszkań. - Uratował nas mój pies Koka - mówi pani
Alicja, jedna z lokatorek kamienicy. - Przed północą obudziło
mnie jego szczekanie. (...). Krzyki w kamienicy obudziły też
dozorcę. Mężczyzna szybko otworzył bramę, a za chwilę na
podwórko podjechały pierwsze wozy gaśnicze. Kiedy strażakom
udało się dostać do płonącego mieszkania, zwłoki Marii F. były
już częściowo zwęglone. Znaleźli tam także mężczyznę. Był bardzo
poparzony, ale żył. Gdy wybuchł pożar prawdopodobnie oboje
spali. Być może zaczadzili się, bo nie próbowali uciekać. Z
ustaleń policji wynika, że z płonącego mieszkania zdążyły
natomiast uciec dwie inne osoby - 31-letnia kobieta i 38-letni
mężczyzna. To właśnie oni zaalarmowali sąsiadkę z drugiego
piętra (...). Tej nocy ewakuowano wszystkich lokatorów oficyny.
Mogli wrócić do swych mieszkań dopiero rano, gdyż do godziny
siódmej trwała akcja gaśnicza". Uczestniczyło w niej 34
strażaków i 4 samochody gaśnicze. Straty materialne oszacowano
na 100.000 zł. |
|
|
20 stycznia |
pożar w maszynowni bloku
energetycznego Elektrociepłownia Kraków-Łęg. Informację o tym
zdarzeniu opublikował Dziennik Polski z 21.01.2004 r. w artykule
"Przeciek z wybuchem". Napisano w nim: "Pożar wybuchł około
godz. 11.15 w hali maszyn, w okolicy jednego z czterech bloków
energetycznych, na których znajdują się m.in. turbiny z
generatorami prądu (tam odbywa się właściwy proces produkcji
energii cieplnej i elektrycznej). Z powodu przecieku oleju
układu turbinowego, służącego do smarowania turbiny i
generatora, zapalił się zbiornik z 2 tonami oleju. Po chwili
zaczęła płonąć także znajdująca się nad nim turbina. To
spowodowało potężną eksplozję, która zerwała część dachu
(zawalił się strop); powstała też dziura w ścianie. Ze względów
bezpieczeństwa natychmiast wyłączono wszystkie urządzenia
produkcyjne (także na pozostałych trzech blokach
energetycznych). - Po wezwaniu straży pożarnej od razu
zarządzono ewakuację całego personelu. Jedna osoba została
poparzona przez podmuch gorącego powietrza. Lekarze stwierdzili
poparzenia pierwszego i drugiego stopnia (na lewej części szyi,
lewym policzku i uchu) - podał Krzysztof Krukowski, rzecznik
Elektrociepłowni Kraków. - Było to pierwsze w ECK zdarzenie na
taką skalę, nie wystąpiło żadne zagrożenie dla środowiska
naturalnego". Akcja ratowniczo-gaśnicza, którą prowadziło 108
strażaków z pomocą m.in. 14 samochodów gaśniczych, 3 drabin
mechanicznych, podnośnika hydraulicznego i Samochodu Ratownictwa
Chemicznego trwała ponad 20 godzin. Podano 7 prądów piany.
Straty materialne oszacowano na 10.000 zł. |
|
|
22 stycznia |
tragiczny w skutkach okazał
się pożar przy ul. Białoruskiej. Relacje z tego zdarzenia
zamieścił Dziennik Polski z 23.01.2004 r. w notatce "śmierć od
papierosa?": "Około godziny 8 w czwartek na klatce schodowej
bloku pojawił się dym i wkrótce na miejscu zjawiła się straż
pożarna. - Ogień był w piwnicy. Jak się okazało - drzwi do niej
były zamknięte od środka, więc trzeba było je wyważyć. Z uwagi
na duże zadymienie strażacy wchodzili do środka w aparatach
ochrony dróg oddechowych - powiedział nam starszy aspirant
Mirosław Kijowski z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 6
Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. Ogień stłumiono szybko,
ale pożar zakończył się tragicznie. W jednej z piwnic strażacy
natknęli się na zwłoki 52-letniego mężczyzny - bezdomnego, który
tam nocował; najprawdopodobniej uległ on przyczadzeniu, a
następnie dosięgły go płomienie. Jest możliwe, że to on sam
wywołał pożar, gdyż mógł zasnąć z papierosem - spaliło się m.in.
łóżko, z którego korzystał w piwnicy. Okoliczności tej tragedii
będzie jednak jeszcze badała policja. Ogień strawił m.in. trzy
piwnice (i zgromadzone tam przez lokatorów rzeczy) i część
korytarza, a straty materialne oszacowano wstępnie na ponad 5
tysięcy złotych". |
|
|
2 lutego |
Gazeta Krakowska w notce
"Źródła dla straży" poinformowała, że "Miejskie Przedsiębiorstwo
Wodociągów i Kanalizacji zamontowało w Krakowie 40 nowoczesnych
hydrantów. Pozwalają one na jednoczesne podpięcie trzech
strażackich węży, w tym jednego o średnicy 100 mm. Dzięki temu
czas napełniania sześciotonowej strażackiej cysterny skrócił się
do kilku minut. Gdy w ubiegłym roku palił się Dom Handlowy
Gigant, okazało się, że w okolicy brakuje hydrantów. Po wodę do
gaszenia trzeba było daleko jeździć.
- Z inspiracji komendy miejskiej straży pożarnej zdecydowaliśmy
się uzupełnić sieć o nowe urządzenia - mówi prezes MPWiK Ryszard
Langer. - Na sieciach przesyłowych, a więc na rurociągach, które
mają odpowiednio dużą średnicę i duże ciśnienie wody
zamontowaliśmy 40 urządzeń. Usytuowano je w takich miejscach, by
wozy bojowe straży nawet w czasie wielogodzinnej akcji nie
paraliżowały komunikacji w mieście. Każdy nowy hydrant ma
wydajność 15 litrów na sekundę, co skraca czas napełniania
zbiornika sześciotonowego samochodu o dwie trzecie w stosunku do
hydrantów o średnicy 75 mm.
- Duże ubiegłoroczne pożary pokazały, że czasem brakuje wody do
gaszenia - uważa st. bryg. Józef Pękała, Zastępca Komendanta
Miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. Jego zdaniem,
miastu przydałoby się jeszcze około 40 hydrantów i kilka
superciężkich samochodów gaśniczych, w zbiornikach których
zmieści się 9 ton wody i 2 tony środka pianotwórczego.
Najskuteczniejszym sposobem gaszenia dużych pożarów jest bowiem
gwałtowne zalanie ich wielką ilością wody". |
|
|
12 lutego |
do bardzo poważnego pożaru
doszło przy ul. Kremerowskiej. Relację z tego zdarzenia
opublikowała Gazeta Wyborcza z 13.02.2004 r. w artykule
"Ewakuacja na czas". Napisano w nim: "Ogień wybuchł około g. 2 w
nocy, gdy niemal wszyscy mieszkańcy kamienicy przy 8 spali. Dym
zauważyła z okna łazienki mieszkanka parteru. Telefony
stacjonarne już nie działały - jej mąż zawiadomił straż pożarną
przez komórkę.
- Po czterech minutach były na miejscu dwa pierwsze wozy.
Jeszcze chwila i nie moglibyśmy się dostać do części budynku -
twierdzi młodszy kapitan Robert Anioł, dowódca akcji
ratowniczej.
- Pracuję w straży 12 lat, ale pożaru z tak trudną akcją
ratowniczą jeszcze nie widziałem. Musieliśmy wezwać 15 wozów.
Ogień pojawił się od strony podwórka na wąskiej klatce
schodowej. Płomienie niemal natychmiast odcięły drogę ucieczki
rodzinom z kilku mieszkań. Zaczęły płonąć drzwi. - Musieliśmy
polewać je wodą od wewnątrz. Klamki były tak gorące, że nie dało
się ich dotknąć - wspomina pan Wiesław, mieszkający na trzecim
piętrze. - Strażacy kazali nam podejść do okien i tam czekać.
Czekaliśmy jakieś pół godziny - opowiada.
Z innych pomieszczeń po kolei wyprowadzano przez drugą klatkę
schodową lokatorów w piżamach i z głowami owiniętymi mokrymi
ręcznikami. Dym rozprzestrzenił się w całym budynku. W pięciu
odciętych mieszkaniach paliły się już kuchnie (...).
- Nie mogliśmy się dostać do niektórych mieszkań. Najgorzej było
w oficynie kamienicy, gdzie nie mogły wjechać wozy z drabinami.
Musieliśmy wezwać naszą ekipę wysokościową. Już dziesięć minut
po przybyciu spuścili na linach zamocowanych na dachu pierwszą
osobę - opowiada kapitan Anioł. - Choć to bardzo ryzykowny
sposób ewakuacji, nie mieliśmy innego wyjścia.
Część osób uległa zatruciu dymem i tlenkiem węgla. Szesnaście
trafiło do kilku szpitali (...). Policja i straż pożarna badają
przyczyny pożaru".
Podczas akcji ratowniczo-gaśniczej prowadzonej przez 41
strażaków z pomocą m.in. 5 samochodów gaśniczych i drabiny
mechanicznej podano 4 prądy wody. Straty materialne oszacowano
na 400.000 zł. |
|
|
4 marca |
tragiczny w skutkach okazał
się stosunkowo niewielki pożar przy ul. Dietla. Jego
okoliczności opisał Dziennik Polski z 05.03.2004 r. w notce
"Utajniony pożar": "Wprawdzie lokatorzy budynku od jakiegoś
czasu "wyczuwali lekki zapach dymu" na klatce schodowej, ale
nikt jednak nie sądził, że może to być coś poważnego -
podejrzewano, że może komuś przypaliło się jedzenie. Nigdzie nie
było dymu, który zaalarmowałby sąsiadów. Gdy przed godziną 16 do
mieszkania na drugim piętrze wrócił syn gospodarzy i otworzył
drzwi - wtedy buchnął na niego dym. Okazało się, że w mieszkaniu
wybuchł pożar. Według wstępnych ustaleń źródło ognia było w
kuchni - koło kuchenki - powiedział nam starszy kapitan Piotr
Millan, oficer operacyjny Miejskiego Stanowiska Kierowania
Państwowej Straży Pożarnej; najprawdopodobniej lokatorzy coś
gotowali i pozostawili potrawę na kuchence - bez nadzoru. Ogień
strawił wnętrze pomieszczenia - spaliła się część mebli,
wyposażenie, w tym rzeczy z tworzyw sztucznych. Gęsty dym
wypełnił mieszkanie (nie wydostawał się na zewnątrz, gdyż było
ono szczelnie zamknięte) i właśnie on - jak wynika z pierwszych
oględzin - spowodował śmierć lokatorów - 70-letniego mężczyzny
oraz jego żony; ciało gospodarza mieszkania znaleziono w
przedpokoju, żona leżała w jednym z pokoi. Wprawdzie pogotowie
ratunkowe prowadziło akcję reanimacyjną, ale nic już się nie
dało zrobić". Straty materialne oszacowano na 3.000 zł. |
|
|
4 maja |
w 1700 rocznicę męczeńskiej
śmierci św. Floriana na ołtarzu polowym przy bazylice pod
wezwaniem tegoż świętego ks. kardynał Franciszek Macharski
odprawił uroczystą mszę św. w której uczestniczyli strażacy
Państwowej Straży Pożarnej oraz straży ochotniczych z powiatu
krakowskiego. Po nabożeństwie ulicami wokół Placu Matejki
przeszła procesja z Najświętszym Sakramentem. |
|
|
14 maja |
w dniu strażaka podczas
uroczystości na terenie Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 przy
ul. Westerplatte Małopolski Komendant Wojewódzki PSP st. bryg.
Seweryn Dyja wręczył 145 strażakom z Krakowa i Skawiny awanse na
wyższe stopnie służbowe. 54 osoby wyróżniono medalami "Za
zasługi dla pożarnictwa". Komendant Miejski PSP w Krakowie st.
bryg. Antoni Nawrot wręczył ks. kardynałowi Franciszkowi
Macharskiemu miniaturową statuetkę św. Floriana. Wśród
zaproszonych gości znaleźli się m.in. prof. Jacek Majchrowski -
Prezydent Miasta Krakowa, przedstawiciele władz miasta i
powiatu, wojska, policji, Straży Miejskiej oraz grupa
nauczycieli i dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 24 w Krakowie. |
|
|
24 czerwca |
w godzinach rannych powstał
pożar przy ul. Wadowskiej. Informację o zdarzeniu opublikował
Dziennik Polski z 25.06.2004 r. w notatce "Kilometr od wody": "-
Gdy przyjechaliśmy na miejsce, ogień obejmował już połowę
budynku. - mówi kapitan Wojciech Grzyb, dowódca plutonu Szkoły
Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. - To byt
obiekt po dawnym kurniku - drewniany strop, dach, filary, więc
to wszystko zajęło się błyskawicznie.
W obiekcie (...) jedną trzecią wynajmowała firma zajmująca się
artykułami chemii budowlanej, a większą część zakład
przetwarzający sól do celów kuchennych, przemysłowych i
budowlanych. Właśnie w tej przetwórni pojawił się ogień,
najprawdopodobniej (...) zaczął się palić wózek widłowy, a od
niego zajął się budynek. Ogień całkowicie strawił część
zajmowaną przez przetwórnię soli - zniszczeniu uległo całe
wyposażenie, maszyny, towary, zapadł się dach, zostały tylko
ściany. Obie firmy rozdzielał wprawdzie betonowy mur, ale
"przestrzeń dachowa" była otwarta i ogień tamtędy dostawał się
do drugiej części. Udało się ją jednak uratować; pracownicy
zdążyli natomiast wywieźć zgromadzony tam towar. Straty
materialne (...) wstępnie szacowane są na ponad 300 tysięcy
złotych (...). Prowadzenie akcji było mocno utrudnione, gdyż
najbliższy hydrant znajdował się w odległości prawie kilometra i
wodę trzeba było dowozić cysternami; akcja trwała prawie 6
godzin". |
|
|
22 lipca |
późnym popołudniem wybuchł
pożar przy ul. Makuszyńskiego. Relację z kilku pierwszych godzin
zmagań straży pożarnej opublikowała Gazeta Wyborcza z 23.07.2004
r. w artykule "Płoną Bieńczyce":
"Godzina 18.46 - Straż pożarna odbiera zawiadomienie o pożarze.
Płoną liczące 5.000 m kw. magazyny firmy Auto Distribution. Słup
dymu sięga kilkuset metrów. Teren otaczający hurtownię jest
gęsto zabudowany, na szczęście głównie budynkami gospodarczymi.
Straż pożarna w obawie przed wybuchem chemikaliów prowadzi
ewakuację 22 ludzi z niewielkiego bloku stojącego około 200 m od
płonących baraków. Na okolicznych ulicach tworzą się gigantyczne
korki. Akcję gaśniczą prowadzi 15 jednostek straży, lecz cały
czas wzywane są posiłki. Nie ma szans na ugaszenie głównego
pożaru, strażacy bronią budynku biurowego hurtowni i sklepu
samochodowego. - Pierwsze zapaliły się plastikowe zderzaki
samochodowe. Pożar mogło spowodować wszystko, nawet spalona
żarówka - mówi Franciszek Stachura, właściciel firmy. -
Biurowiec został oddany do użytku w zeszłym tygodniu, płonąca
hala była niedawno remontowana. Same towary wewnątrz magazynu są
warte 18 mln. zł. Na szczęście, firma była ubezpieczona.
Godzina 19.45 - Pożar wybucha ze zdwojoną siłą. Wiadomo, że
żaden z członków 60-osobowej popołudniowej zmiany nie znajdował
się na terenie firmy. Do pożaru ściągają posiłki z całego
województwa. Według rzecznika straży kpt. Andrzeja Siekanki nie
ma niebezpieczeństwa wybuchu, zagrożenie stwarzają natomiast
obłoki czarnego dymu, które wiatr pędzi w stronę placu
Centralnego. Opary spalonych lakierów i olejów samochodowych
mogą być groźne dla zdrowia. Strażacy i obecny na miejscu
wicewojewoda Ryszard Półtorak apelują do mieszkańców Nowej Huty,
by zamknęli okna i zeszli z górnych pięter wieżowców. Policja
wyklucza możliwość podpalenia, gdyż osoby postronne nie miały
dostępu do dobrze strzeżonych magazynów.
Godzina 20.43 - Na miejscu jest ponad 200 strażaków. Sprowadzono
między innymi cysterny z Nowego Sącza, Oświęcimia i Andrychowa.
Posiłki przybywają w samą porę, gdyż kilka minut później ogień
przenosi się na parterowy budynek po drugiej stronie ulicy, ze
składem oleju. Sytuacja jest bardzo poważna, gdyż na końcu
budynku znajduje się stacja benzynowa. Równocześnie pożar
pierwszego z magazynów dociera do składu opon. Dym gęstnieje.
Dwóch strażaków zabiera karetka pogotowia. Na miejsce zmierzają
posiłki wojskowe.
Godzina 21.30 - Pożar sąsiedniego budynku zostaje szczęśliwie
opanowany. Biurowiec i sklep są ocalone. Tymczasem pożar
głównego magazynu nie traci na intensywności. Franciszek
Stachura podejrzewa, że zapaliła się część z chemikaliami".
Dzięki sprawnie przeprowadzonym działaniom magazyn z 10.000 opon
został obroniony od ognia. Spłonął natomiast doszczętnie budynek
z elementami wyposażenia samochodów oraz wiata z olejami.
Działania straży przeciągnęły się do godzin popołudniowych 23
lipca. Łącznie cała akcja ratowniczo-gaśnicza trwała blisko 21
godzin. Uczestniczyło w niej 220 strażaków, oraz m.in. 51
samochodów gaśniczych, 3 drabiny mechaniczne, podnośnik
hydrauliczny, Samochód Ratownictwa Chemicznego. Podano 15 prądów
wody. Rany odniosło 5 strażaków. Straty materialne oszacowano na
22.000.000 zł. |
|
|
24 lipca |
w dość nietypowych
okolicznościach przyszło podjąć działania ratownicze strażakom
przy ul. Makuszyńskiego. Całe zdarzenie opisała Gazeta Krakowska
z 26.07.2004 r. w notatce "Wciągnięty przez piasek": "Do
zdarzenia doszło (...) na terenie firmy, która zajmuje się m.in.
produkcją kostki brukowej. - To jest ponad 10-metrowej wysokości
silos (ma mniej więcej pięć metrów średnicy), który podzielony
jest w środku na cztery komory; z nich dozowane jest m.in.
kruszywo i piasek do produkcji. 28-letni mężczyzna sprawdzał
sprawność urządzeń w komorze, w której był piasek - dodaje
strażak. - Nagle piasek zaczął go wciągać, a prawdopodobnie im
bardziej się ruszał, tym bardziej się zapadał; na szczęście
pospieszyli mu z pomocą, gdy zorientowali się, co się dzieje,
dwaj pracownicy. Usiłowali nie dopuścić do tego, by piasek
całkowicie go zasypał. Gdy my przyjechaliśmy - z piasku
wystawała właściwie tylko głowa uwięzionego w ten sposób
mężczyzny. Do akcji przystąpiła m.in. grupa ratownictwa
wysokościowego straży pożarnej (spuszczono się do wnętrza
zbiornika). Z silosu wyciągnięto bez problemu dwóch pracowników
firmy, którzy ratowali swojego kolegę, natomiast w przypadku
zasypanego mężczyzny udało się nieco odgrzebać mu ramiona i
założona została uprząż ratownicza. Mężczyzna cały czas był
przytomny, oddychał, ale na wszelki wypadek podawano mu tlen.
Ponieważ, mimo założonej uprzęży, nie można go było jednak
wydobyć (a jedynie zapobiegać dalszemu wciąganiu) ciągnąc na
siłę - pracownicy zakładu wycięli palnikiem acetylenowo-tlenowym
dziurę z boku zbiornika. Przez nią odsypano z silosu sporo
piasku i gdy jego poziom się obniżył - już bez większych
przeszkód wyciągnięto uwięzionego mężczyznę. Cała akcja
zakończyła się po około 3 godzinach". |
|
|
30 lipca |
w Komendzie Miejskiej wizytę
złożyła delegacja władz Insbruku z wiceburmistrzem Eugenem
Sprengerem i jego małżonką. |
|
|
6 sierpnia |
przy ul. mjr Łupaszki powstał
pożar na polu pszenicy. Na miejsce zdarzenia udali się strażacy
z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 3, a nieco później również
nr 5 oraz jednostek wojskowych przy ul. Rydla i z Balic.
Działania straży utrudniał silny wiatr, który rozprzestrzeniał
ogień we wszystkich kierunkach. Ogień ugaszono w ciągu godziny.
Spaliło się 10 ha pola. Straty materialne oszacowano na 50.000
zł. |
|
|
19 września |
przy ul. św. Gertrudy do
studzienki kanalizacyjnej wpadły nieopatrznie kluczyki. Dzięki
interwencji strażaków udało się je odzyskać. Wdzięczny ich
właściciel zamieścił w Gazecie Krakowskiej z 21.09.2004 r. swój
list, w którym napisał: "Pragnę wyrazić serdeczne podziękowanie
Strażakom z Komendy Miejskiej PSP przy ul. Westerplatte 19 w
Krakowie za wybawienie z sytuacji, w jakiej znalazłem się w
niedzielę wieczorem, kiedy pęk kluczy od mieszkania i samochodu
wpadł mi niefortunnie do studzienki burzowej przy chodniku.
Pozbawiony możliwości zabezpieczenia otwartego samochodu i
wejścia do domu, usiłowałem prosić o pomoc instytucje, które,
wydawało mi się, że mi pomogą, tj. MPWiK, Całodobowe Pogotowie
W-K oraz ZGK. Niestety, ich pomoc ograniczyła się do odebrania
telefonu i stwierdzenia, że tym się nie zajmują lub nie mają
dyżuru. Dopiero kiedy ktoś podsunął mi pomysł zwrócenia się do
Straży, osoba, która odebrała w komendzie telefon, bez żadnych
oporów obiecała mi pomóc. W krótkim czasie po sprawnej akcji
strażaków odzyskałem swoje klucze, co pozwoliło mi spędzić noc
we własnym łóżku, a nie w samochodzie w oczekiwaniu do rana na
służby komunalne. Pragnę tym Ludziom oraz kierownictwu - Komendy
jeszcze raz serdecznie podziękować. Również za to, że jest w
Krakowie instytucja, na którą mieszkaniec w takiej sytuacji, w
jakiej ja się znalazłem, może liczyć i nie zostaje sam ze swoim
problemem - Zbigniew Nieduszyński". |
|
|
29 września |
miała miejsce uroczystość
nadania Szkole Podstawowej nr 24 przy ul. Aleksandry 17 imienia
Krakowskiej Straży Pożarnej. W pobliskim kościele pod wezwaniem
Najświętszej Rodziny odprawiona została uroczysta msza św.,
podczas której nastąpiło poświęcenie sztandaru szkoły i
wręczenie go przedstawicielom uczniów. Następnie zebrani
przeszli na plac przed szkołą. Tam w obecności przedstawicieli
straży pożarnej tj. m.in. Małopolskiego Komendanta Wojewódzkiego
PSP w Krakowie st.bryg. Seweryna Dyji, Komendanta Miejskiego PSP
w Krakowie st. bryg. Antoniego Nawrota, przedstawicieli władz
miasta i województwa, Małopolskiego Kuratorium Oświaty,
proboszcza tamtejszej parafii, grona pedagogicznego szkoły z
panią dyrektor Martą Czekaj na czele dokonano odsłonięcia
pamiątkowej tablicy ufundowanej przez Komendę Miejską PSP.
Podczas części nieoficjalnej uczniowie szkoły zaprezentowali
program artystyczny. |
|
|
21 października |
w miejscowości Gaj na pas
drogi szybkiego ruchu w kierunku Krakowa wjechała koparka
wymuszając pierwszeństwo przejazdu. Kierowca jadącego z
Zakopanego autobusu PKS, w którym podróżowało około 20
pasażerów, nie zdołał wyhamować i doszło do zderzenia obu
pojazdów. Autokar zatrzymał się w poprzek drogi, natomiast
koparka przewróciła się i zawisła na barierkach oddzielających
jezdnię od rowu. W wyniku wypadku rannych zostało 15 osób, w tym
4 ciężko. Dwie z nich jechały koparką. Poszkodowanych
przetransportowano do szpitala. Strażacy z pomocą dźwigu usunęli
zdewastowaną koparkę z drogi i odholowali uszkodzony autobus.
Następnie oczyścili jezdnię z rozlanego paliwa i olejów. Przerwa
w ruchu trwała 90 min. |
Rok: |
1992 |
1993
|
1994 |
1995 |
1996
|
1997 |
1998
|
1999
|
2000 |
2001
|
2002
|
2003 | 2004 |
|