|
Kalendarium: rok
2003
Rok: |
1992 |
1993
|
1994 |
1995 |
1996
|
1997 |
1998
|
1999
|
2000 |
2001
|
2002
|
2003 |
2004 |
8 stycznia |
Na Dworcu
Głównym PKP w Krakowie zatrzymał się pociąg "Śnieżka" relacji
Jelenia Góra - Kraków, w którego ostatnim wagonie pojawił się
płomień. Przebieg akcji gaśniczej opisał
Dziennik Polski z 09.01.2003 r. w notatce "Śnieżka
w ogniu": "Pociąg około godziny 22.05 wjechał na peron I Dworca
Głównego, gdzie się zatrzymał, po czym odczepiono ostatni wagon
od reszty składu. Olbrzymie płomienie już buchały z okien, a
smolisty dym (paliły się pianki, skaje, laminaty) przedostał się
także do przedostatniego wagonu, gdzie zdążył osmalić trzy
przedziały. Gesty dym zasnuł też część terenów dworca. Straż
pożarna zdołała dotrzeć od strony ul. Pawiej, ale od wagonu w
ogniu oddzielał ją jeszcze płot, tory oraz szeroki peron (paliło
się z drugiej strony peronu). Około godziny 22.40, po odłączeniu
zasilania sieci trakcyjnej, z przeciągniętego zza płotu na peron
węża popłynęła woda i rozpoczęło się gaszenie płonącego wagonu.
Wagon II klasy nadaje się już tylko do kasacji; zniszczeniu
uległo też częściowo zadaszenie nad peronem oraz oświetlenie
peronu. Przyczyna pożaru nie jest na razie znana; sprawę będzie
badała specjalna komisja". Straty oszacowano na 500.000 zł. |
|
|
9 stycznia |
do
tragicznego w skutkach pożaru doszło przy ul. Słomianej.
Okoliczności tego zdarzenia opisał Dziennik Polski z 10.01.2003
r. w artykule "Śmierć
przyszła z parteru": "Pożar wybuchł w mieszkaniu na parterze, w
środkowej klatce czteropiętrowego budynku przy ul. Słomianej 22.
Pierwsze wozy strażackie zjawiły się pod budynkiem o godz. 0.34.
Mniej więcej 10 minut wcześniej z płonącego mieszkania wybiegł
mężczyzna. Krzyczał, wzywał pomocy. Z otwartych drzwi buchnął
czarny dym i płomienie ognia. W mieszkaniu paliła się m.in.
plastikowa boazeria. Niemal natychmiast ogień zajął drzwi dwóch
sąsiednich mieszkań.
To byt horror. Gęsty dym
natychmiast objął cala klatkę schodową i oddal drogę ucieczki.
Od gorącego powietrza w oknach na korytarzu zaczęty pękać szyby.
Dym zaczął się wdzierać do mieszkań. Niemal nie było czym
oddychać. Niektórzy z nas próbowali się ratować utykając
szczeliny w drzwiach mokrymi ręcznikami i kocami. Niektórzy
wylewali na drzwi wiadra wody - opowiada jeden z lokatorów.
Małżeństwo G.,
mieszkające na trzecim piętrze, próbowało ratować się inaczej.
Sąsiedzi opowiadają, że 60-letnia kobieta z balkonu wzywała
pomocy. Jej 56-letni mąż w pewnym momencie wybiegł na klatkę
schodową, zostawiając uchylone drzwi od mieszkania. Po jakimś
czasie strażacy znaleźli
go nieprzytomnego na korytarzu. Jego żona leżała na podłodze w
przedpokoju. Gdy wyniesiono ich przed budynek, lekarz z karetki
mógł już jedynie stwierdzić zgon. W tym czasie gęsty smolisty
dym zasnuł najbliższą okolicę bloku.
Czarne kłęby dymu sięgały
kilkudziesięciu metrów Czegoś takiego jeszcze nie widziałam.
Bałam się nawet, ze ogień obejmie cały budynek i trzeba będzie w
nocy uciekać z domu - opowiada kobieta, mieszkająca w sąsiedniej
klatce".
Zanim strażacy skierowali strumienie
wody na płonące mieszkanie i palące się obok drzwi, ekipy
pogotowia gazowego i energetycznego musiały odciąć dopływ
mediów. Trzeba też było wyłączyć centralne ogrzewanie.
To wszystko trwało. Na dodatek wozy
strażackie miały kłopoty z podjazdem pod budynek, bo przejazd
blokowały parkujące tu samochody. Nie było też
gdzie rozłożyć podnośnika pod strażacką drabinę. Może, gdyby
pomoc przyszła wcześniej, udałoby się uniknąć tragedii - płacze
jedna z sąsiadek rodziny G. Gaszenie pożaru i wyprowadzanie
lokatorów z 15 mieszkań trwało do 3 nad ranem. Załogi karetek
pogotowia na miejscu podawały tlen ewakuowanym. Dwie osoby
odwieziono do Szpitala im. Rydygiera".
Trwającą blisko 3 godziny akcję
ratowniczo-gaśniczą
prowadziło 34 strażaków z pomocą 4 samochodów gaśniczych oraz
drabiny mechanicznej. Straty materialne oszacowano na 250.000
zł.
Na temat tragicznych skutków tego pożaru
wypowiedział się kilka dni później
st. bryg. Antoni Nawrot - Komendant Miejski PSP w Krakowie - w
wywiadzie opublikowanym na łamach Gazety Krakowskiej w dniu
01.02.2003 r. Powiedział on: "Najtragiczniejsze jest to, że
ofiarami tego zbrodniczego podpalenia zostali niewinni ludzie,
którzy zawiadomili strażaków o pożarze. Gdyby wiedzieli jak w
takim przypadku się zachować, co zrobić, pewnie uniknęliby
śmierci. Przypomnę, że po zawiadomieniu straży ci państwo stali
na klatce schodowej powyżej pożaru, co więcej mieli otworzone
drzwi do mieszkania. Wytworzył się ciąg powietrza, efekty
spalania zostały wessane do tego pomieszczenia, zatruwając
śmiertelnie lokatorów. Gdyby natychmiast po zauważeniu ognia
weszli do środka i szczelnie zamknęli drzwi, to na pewno by się
uratowali". |
|
|
22 lutego |
prawdopodobnie
na skutek podpalenia powstał pożar wagonów osobowych stojących
na bocznicy w rejonie ul. Składowej. W trwającej ponad 3 godz.
akcji gaśniczej uczestniczyło 21 strażaków i m.in. 3 samochody
gaśnicze. Podano 1 prąd wody i 1 prąd piany ciężkiej. Jeden
wagon spłonął całkowicie, w drugim natomiast te fragmenty, które
zostały wyłożone laminatem. Straty materialne oszacowano na
200.000 zł. |
|
|
18 kwietnia |
w nocy
powstał pożar w kamienicy przy ul. Zwierzynieckiej. Relację z
tego pożaru opublikował Dziennik Polski z 19.04.2003 r. w
artykule "Ogień w kamienicy": "- Obudziło mnie ujadanie psa.
Było około godziny 1.30. Poczułam swąd dymu i usłyszałam jakieś
dziwne chrobotanie na korytarzu. Otworzyłam drzwi i wtedy ogień
buchnął do środka. Płomienie natychmiast objęły wiszące na
wieszaku ubrania. Dotarłam do okna i zaczęłam krzyczeć. Usłyszał
mnie sąsiad zza ściany, który wybiegł na korytarz i zaalarmował
sąsiadów - opowiada, szlochając, pani Zofia, której mieszkanie
doszczętnie spłonęło. Straż
pożarna otrzymała wezwanie o godz. 1.50. Dzwonił sąsiad pani
Zofii, lokator spod "dziesiątki". Zaraz potem starszy mężczyzna
wybiegł na korytarz, gdzie było już ciemno od dymu. Zaczął
budzić mieszkańców, dzwoniąc po kolei do wszystkich drzwi.
Pierwsze wozy gaśnicze zaparkowały na
Zwierzynieckiej już po kilku minutach. W sumie w akcji
uczestniczyło 8 wozów strażackich; gaszenie pożaru trwało do
godziny piątej rano (...).
W pożarze ucierpieli także inni
lokatorzy. Trzy mieszkania na III piętrze nie nadają się do
zamieszkania. W lokalu położonym nad "dziesiątką" zapaliła się
podłoga. Trzeba było prowizorycznie zabezpieczyć drewniany strop
przed zawaleniem. W kilku innych spaliły się liczniki gazowe i
elektryczne. Mieszkania na pierwszym, piętrze zostały zalane
wodą". Straty materialne oszacowano na 100.000 zł. |
|
|
4 maja |
tradycyjnie jak co roku krakowscy strażacy obchodzili dzień
swego patrona - ćw. Floriana. Poświęconą temu wydarzeniu notatkę
opublikował m.in. Dziennik Polski. Napisano w niej: "Wczoraj w
kościele przypadało wspomnienie świętego Floriana, który jest
patronem strażaków. Z tej okazji w bazylice ćw. Floriana na
Kleparzu, gdzie od ośmiu wieków czczony jest ten święty
męczennik, odprawiona została uroczysta msza święta w intencji
małopolskich strażaków. Nabożeństwu przewodniczył ks. kardynał
Franciszek Macharski.
O to, by akcje kończyły się szczęśliwie
i strażacy wracali do swoich rodzin, żeby mieli satysfakcję z
trudnej służby - stwierdził komendant krakowskiej straży
pożarnej Antoni Nawrot, pytany, o co będzie modlił się do
patrona strażaków - I jeszcze o to, by formacja tak potrzebna
mieszkańcom miasta była lepiej opłacana, żeby strażacy mogli
zapewnić byt swoim rodzinom." |
|
|
5 maja |
w Komendzie
Miejskiej przebywała delegacja powiatu monachijskiego. |
|
|
9 maja |
na
terenie Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej
nr 6 przy ul. Aleksandry odbywały się uroczystości związane z
Dniem Strażaka. Wzięli w nich udział jako zaproszeni goście
przedstawiciele władz miasta, w tym min. prezydent Krakowa Jacek
Majchrowski, a także policji, Straży Miejskiej, wojska,
ochotniczych straży pożarnych i radni dzielnic Krakowa.
Strażakom oraz pracownikom cywilnym Komendy Miejskiej PSP w
Krakowie wręczono awanse na wyższe stopnie służbowe oraz medale.
Krzyż Zasługi za Dzielność otrzymał asp. Krzysztof Pacyna, który
w grudniu 2003 r. roku uratował 3-letnią Izę, pozostawioną bez
opieki i siedzącą na parapecie okna na szóstym piętrze budynku.
Na koniec poświęcone zostały także 2 nowe samochody pożarnicze.
W trakcie trwania uroczystości z placu
apelowego odwołano część pełniących służbę strażaków, którzy
udali się do bardzo dużego pożaru, jaki wybuchł w fabryce farb i
lakierów "Dragon" w Szczyglicach. Relację z podjętych tamże
działań opublikował Dziennik Polski z 10.05.2003 r. w artykule
"Dragon w ogniu": "Ogień wybuchł ok. godziny 10 w hali o
powierzchni ok. 5 tyć. metrów kwadratowych, gdzie składowano
opakowania. Czarne kłęby dymu widoczne były z daleka, a w
promieniu kilkudziesięciu metrów od zakładu trudno było
wytrzymać z powodu duszącego zapachu płonących chemikaliów.
Kilka godzin trwało gaszenie pożaru wodą i pianą. Strażacy
skupili się głównie na tym, by nie dopuścić do
rozprzestrzenienia się ognia na sąsiednie pomieszczenia i
budynki, gdzie składowane były różne substancje chemiczne. Hala
spłonęła całkowicie, jednak udało się uratować magazyn, w którym
przechowywano 40 ton rozpuszczalników (...). Budynek zakładu
znajduje się na wzniesieniu i zanieczyszczona pianą gaśniczą
oraz chemikaliami woda spływała wprost do przepływającej tuż
obok Rudawy, co groziło skażeniem znajdującego się na tej rzece
ujęcia wody pitnej. Natychmiast jednak podjęto środki zaradcze.
Ujęcie wody zamknięto, wykopano także głębokie doły, by -
zamiast do rzeki - do nich spływała skażona woda. Na miejsce
przybyła grupa ratownictwa chemicznego, inspektorzy ochrony
środowiska oraz dwa beczkowozy Miejskiego Przedsiębiorstwa
Wodociągów i Kanalizacji. Strażacy ustawili na Rudawie zapory
absorbcyjne, mające wychwycić zanieczyszczenia. Rozpoczęto także
wypompowywanie zanieczyszczeń z wcześniej wykopanych rowów, a
ponadto wykonano obejście zagrożonego skażeniem odcinka rzeki.
Niewielka ilość chemikaliów dostała się natomiast do jednego z
trzech pobliskich stawów rybnych, należących do Akademii
Rolniczej; po wodzie pływało kilkanaście śniętych ryb, jednak -
szybko zabezpieczono fragment - stawu ze skażoną wodą (...).
W pożarze poparzony został jeden
mężczyzna, którego odwieziono do szpitala. Na oddział
toksykologii trafiło ponadto dwóch strażaków, którzy - mimo
odpowiedniego zabezpieczenia - zatruli się oparami chemikaliów.
Na razie przyczyny pożaru nie są znane. Przypuszcza się, że
zaprószenie ognia mogło być związane z przeprowadzanymi akurat w
zakładzie pracami remontowo-budowlanymi".
W powyższej akcji ratowniczo-ga śniczej
uczestniczyło łącznie 202 strażaków, którzy dysponowali m.in. 50
samochodami pożarniczymi, 2 drabinami mechanicznymi,
podnośnikiem hydraulicznym, 4 Samochodami Ratownictwa
Chemicznego. Podano 3 prądy wody i 10 prądów piany. Działania
straży trwały ponad 29 godz. Straty oszacowano na 500.000 zł. |
|
|
28 maja |
przy ul.
Wybickiego powstał pożar Domu Handlowego "Gigant". Obszerną
relacje z tego zdarzenia zamieściła Gazeta Krakowska z
29.05.2003 r.:
"Kilkana ście
minut po szóstej rano, mieszkańcy bloków przy Rusznikarskiej,
Krowoderskich Zuchów i Wybickiego usłyszeli głośne huki i
wybuchy (...). Mimo że pierwsze wozy strażackie przyjechały
niedługo później i od razu przystąpiono do gaszenia, niewiele
udało się zrobić. - Po wejściu do wewnątrz strażacy niemal od
razu musieli się wycofać z budynku - opowiada komendant Nawrot -
Sufit spadał im już na głowę. Także temperatura była zbyt
wysoka, by zostać. Były też problemy z zaopatrzeniem w wodę.
Dwóch hydrantów nie udało się odnaleźć, bo nie było tablic z
oznakowaniem, w innych początkowo było zbyt niskie ciśnienie
(...).
- Pierwsze na miejsce przyjechały wozy
strażackie z ulicy Wyki - informuje kpt. Mariusz Bałazy z
Komendy Miejskiej Straży. - Potem dojeżdżały kolejne wezwane do
akcji jednostki . Wozy strażackie nadjeżdżały na Wybickiego
jeszcze w godzinach przedpołudniowych. - Wiele z nich jechało
spoza Krakowa. Mamy na miejscu jednostki z Zakopanego,
Oświęcimia, Bochni, Andrychowa, Miechowa, Olkusza, Proszowic:
Kompania Gaśnicza Odwodowa na teren województwa małopolskiego
(...). Dowodzący gaszeniem Antoni Nawrot, Komendant Miejski
Państwowej Straży Pożarnej schodził po akcji dobrze po południu.
- Akcja była ciężka. Konstrukcja budynku i materiały zgromadzone
wewnątrz sprawiły, że właściwie od początku wiadomo było, że
niczego ze środka nie uratujemy. Stalowe profile osłonięte
blachą z ociepleniem nie stawiały żadnego oporu ogniowi.
Wewnątrz artykuły chemiczne, kosmetyczne, wystroju wnętrz,
farby, lakiery,. chemo i termo utwardzalne, żywice... Wszystko
bardzo toksyczne (...).
Wokół Giganta powietrze czarne było od
gęstego dymu: aż dwukrotnie przekroczona była najwyższa
dopuszczalna norma stężenia cyjanowodoru, pięciokrotnie
chlorowodoru i tlenku węgla. - Każda z tych substancji to tzw.
cichy morderca" - informuje (...) komendant Nawrot. - Ludzie nie
widzą tego, więc sądzą, że można wejść i ratować. Taka próba
natychmiast kończy się krwotokiem z płuc i śmiercią. Czy w tej
sytuacji warto wchodzić by cokolwiek ratować?! - dokańcza Antoni
Nawrot (...). Mimo, że wiele osób pracowało bardzo ciężko, z
Giganta udało się częściowo uratować jedynie podziemia
- Dowiedzieliśmy się o wszystkim o
siódmej rano. (...). Natychmiast byliśmy na miejscu - przez łzy
zdenerwowania opowiada Barbara Szlachta, właścicielka biura
rachunkowego, do wczoraj funkcjonującego w Gigancie. - Strażacy
pomagali jak mogli. Jeden z nich podjechał prywatnym autem i
zapytał, komu pomóc, czy idziemy co ś
ratować ze środka. Wie pani, co by z nami
było, gdyby wszystko się spaliło?! Nigdzie poza biurem nie mamy
kopii dokumentów naszych klientów. Ten strażak pomagał nam
wynosić komputery, dokumenty... Dzięki niemu wszystko
uratowaliśmy. Ale widziałam tu dziś wiele łez i tragedii - kryje
twarz w dłoniach i płacze. Jej firma miała szczęście: ulokowana
jest w podziemiach budynku."
W trwającej ponad 32 godz. akcji
ratowniczo-gaśniczej
uczestniczyło 163 strażaków, którzy dysponowali m.in. 26
samochodami gaśniczymi, 4 drabinami
mechanicznymi, 2 podnośnikami
hydraulicznymi, 3 Samochodami Ratownictwa Technicznego, 1
Samochodem Ratownictwa Chemicznego. Podano 10 prądów wody i 14
prądów piany.
Jak wykazały sporządzone przez biegłych
z zakresu zabezpieczeń przeciwpożarowych ekspertyzy, pożar w
Domu Handlowym "Gigant" został wzniecony po rozlaniu substancji
łatwopalnych na dużej powierzchni posadzki. Do jego szybkiego
rozprzestrzenienia się przyczyniły się niesprawne elementy
instalacji przeciwpożarowej, także te, których zadaniem było
dostarczenie wody do instalacji gaśniczych. |
|
|
2 czerwca |
w Komendzie
Miejskiej wizytę złożyła delegacja holenderska. |
|
|
5 czerwca |
odbyła
uroczystość obchodów 130-lecia Krakowskiej Zawodowej Straży
Pożarnej. Jubileusz krakowskich strażaków był jedną z
najważniejszych i równocześnie najbardziej widowiskowych części
obchodzonego corocznego Święta
Miasta Krakowa. W ceremonii uczestniczył nadbryg. Piotr Buk -
Zastępca Komendanta Głównego PSP i Szefa OCK, st. bryg. Seweryn
Dyja - Małopolski Komendant Wojewódzki PSP, prof. Jacek
Majchrowski - Prezydent Miasta Krakowa, Paweł Pytko -
Przewodniczący Rady Miasta Krakowa, Jadwiga Nowakowska -
Wicewojewoda Małopolski, delegacja Krakowskiego Bractwa
Kurkowego, przedstawiciele Policji, Wojska Polskiego, krakowscy
artyćci w historycznych strojach m.in. Damy z Łasiczką oraz
mieszkańcy Krakowa. Uroczystość prowadzili znani krakowscy
redaktorzy: Leszek Mazan i Mieczysław Czuma. Na początku
Prezydent Miasta Krakowa oraz ks. infułat Bronisław Fidelus
odsłonili tablicę nad wejściem do wieży hejnałowej Bazyliki
Mariackiej z napisem "Wieża straży ogniowej". Następnie na
szczyt wieży powędrowała chorągiewka z napisem "Czuwaj wieżyco
nad nami, nad polskiej ziemi synami". O godzinie 12.00 po raz
pierwszy w historii Krakowa hejnał mariacki został odegrany
równocześnie przez 4 hejnalistów na 4 strony świata 4 razy.
Wydarzenie to transmitowano na żywo w I Programie Polskiego
Radia. Jedną z najbardziej widowiskowych części uroczystości
były: pokaz uwalnianie człowieka z wraku samochodu oraz pokaz
ewakuacji rannej osoby w noszach z wieży Bazyliki Mariackiej na
płytę Rynku. Po zakończeniu tej części programu nastąpił
przejazd wokół Rynku Głównego do budynku Urzędu Miasta Krakowa
zabytkowych i współczesnych samochodów pożarniczych, które
poprzedzała orkiestra strażacka.
O godzinie 13.00 podczas Nadzwyczajnej
Sesji Rady Miasta Krakowa zwołanej z okazji
Święta
Miasta Krakowa st.bryg. Antoni Nawrot - Komendant Miejski PSP w
Krakowie otrzymał Srebrny Medal Cracoviae Merenti przyznany
Komendzie Miejskiej PSP w Krakowie. Medalem tym - jako trzecia
instytucja w Krakowie po Uniwersytecie Jagiellońskim i
Biskupstwie Krakowskim - została uhonorowana krakowska zawodowa
straż pożarna w dowód uznania za 130-letnią ofiarną służbę na
rzecz mieszkańców Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. Z
wnioskiem o nadanie medalu do Rady Miasta Krakowa wystąpiła
Komisja w składzie: Prezydent Miasta Krakowa, Metropolita
Krakowski i Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego. |
|
|
20 września |
wybuchł pożar w
bloku na os. Albertyńskim. Tragiczne wydarzenie opisał Dziennik
Polski z 22.09.2003 r. w notatce "Podpalił z zemsty": "Około
godziny pierwszej lokatorów postawił na nogi kobiecy krzyk. Gdy
wyjrzeli przez okno, zobaczyli kłęby dymu, wydobywające się z
mieszkania na czwartym piętrze. Na balkonie zobaczyli sąsiadkę i
jej 14-letnią córkę, wzywające pomocy. Płonący przedpokój i
drzwi wejściowe odcięły im już drogę ucieczki na klatkę
schodową. Straż pożarna otrzymała wezwanie dokładnie cztery
minuty po godzinie pierwszej. Gdy pierwsze wozy gaśnicze dotarły
w okolice budynku, buchające z okna płomienie sięgały już prawie
do wysokości trzech metrów. Na krawędzi balkonu, po zewnętrznej
stronie barierki, strażacy zobaczyli jakąś postać. Zanim jednak
zdążyli rozłożyć skokochron, 14-letnia dziewczyna skoczyła na
ziemię. Karetka przewiozła ją z ciężkimi obrażeniami do
szpitala, gdzie po kilku godzinach zmarła. Tę samą drogę
ucieczki z płonącego mieszkania wybrała wcześniej jej matka.
Kobieta zginęła na miejscu, skacząc z balkonu jeszcze zanim
przed blokiem pojawiły się wozy strażackie. Z ustaleń policji
wynika, że przyczyną pożaru było podpalenie drzwi mieszkania
(...). 36-letniego mężczyznę, podejrzanego o podpalenie
mieszkania, policja zatrzymała dopiero kilka godzin po tragedii
(...). Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, podczas
przesłuchania na policji mężczyzna przyznał się do podłożenia
ognia pod drzwiami mieszkania (...). Choć w akcji gaśniczej
uczestniczyło aż 9 jednostek straży, ogień doszczętnie strawił
mieszkanie na czwartym piętrze, zniszczył też klatkę schodową.
Straty szacowane są na około 100 tyć. zł." |
|
|
25 września |
do
kolejnego ogromnego pożaru doszło tym razem przy ul. Powstania
Listopadowego na terenie magazynu zakładów chemicznych "Dragon".
Okoliczności
tego zdarzenia opublikował Gazeta Wyborcza z 26.09.2003 r. w
notatce "Toksyczny żar": "Pracownicy firmy tuż przed g. 16
usłyszeli wybuch - ogień pojawił się najpierw tam, gdzie
składowane były rozpuszczalniki. Chwilę później zajęła się już
cała hala. Wszyscy zdążyli uciec (jeden z pracowników z lekkimi
poparzeniami trafił do szpitala). Udało się też w ostatniej
chwili wynieść z ognia przerażonego psa, pilnującego hurtowni. -
Uciekając z płonącego magazynu, słyszeliśmy kolejne wybuchy.
Ogień przeskakiwał z palety na paletę. Te wszystkie lakiery,
farby i kleje zapalały się momentalnie - relacjonował jeden z
pracowników. Kiedy na miejscu pojawiła się straż pożarna,
magazynu nie dało się już uratować. Strażacy próbowali jeszcze
opanować ogień, by nie przedostał się do pomieszczeń biurowych.
Bezskutecznie. Słup ognia sięgał 20 m. Temperatura przekraczała
1200 stopni. Żar, jaki bił od ognia, czuć było nawet 300 m od
hali. Mieliśmy problemy z wodą.
Hydrant znajdował się około 200 m od magazynu. Na dodatek w
wąskiej uliczce, która prowadzi do zakładu, blokowały się nasze
wozy - mówił starszy kapitan Andrzej Siekanka, rzecznik
małopolskiej straży pożarnej. Kilku strażaków, którzy wczoraj
ratowali płonącą halę, na początku maja gasiło szczyglickie
magazyny firmy Dragon. Wtedy chmura toksycznego dymu zagroziła
okolicznym mieszkańcom i Rudawie, bo chemikalia spłynęły do
rzeki. Tym razem pożar, choć niebezpieczny, nie zagroził ludziom
- na szczęście w pobliżu nie ma zabudowań mieszkalnych. Strażacy
obawiali się jedynie, czy ogień nie przeniesie się na pobliską
stację benzynową. Pomógł wiatr i szybka akcja gaśnicza".
W trwającej ponad 20 godz. akcji
ratowniczo-ga śniczej
uczestniczyło 73 strażaków. Użyto m.in. 43 samochody gaśnicze,
2 drabiny mechaniczne, podnośnik
hydrauliczny, 2 Samochody Ratownictwa Chemicznego. Podano 4
prądy wody i 10 prądów piany. |
|
|
4 listopada |
przy ul.
Powstańców powstał pożar w lakierni znajdującej się w hali na
terenie "Agromy". 28-letni pracownik starał się na własną rękę
ugasić pożar gaśnicą, jednak bezskutecznie. Po przybyciu na
miejsce strażacy wyprowadzili go z zagrożonych pomieszczeń i
podali tlen z uwagi na prawdopodobne przytrucie toksycznymi
gazami. Został zabrany przez pogotowie ratunkowe. Dzięki szybko
i skutecznie prowadzonym działaniom uniknięto przeniesienia się
ognia na inne pomieszczenia hali liczącej 50 m długości. Cała
akcja ratowniczo-gaśnicza trwała ponad 2,5
godz. Straty materialne oszacowano na 50.000 zł. |
Rok: |
1992 |
1993
|
1994 |
1995 |
1996
|
1997 |
1998
|
1999
|
2000 |
2001
|
2002
|
2003 |
2004 |
|