|
Kalendarium: rok
2002
Rok: |
1992 |
1993
|
1994 |
1995 |
1996
|
1997 |
1998
|
1999
|
2000 |
2001
|
2002
|
2003 |
2004 |
19 stycznia |
powstał pożar przy ul.
Długiej. Jak napisał Dziennik Polski z 19-20.01.2002 r. w
notatce "Śmierć w pożarze" "ogień w mieszkaniu na parterze, w
oficynie kamienicy, tlił się prawdopodobnie przez parę godzin.
Jednak dopiero przed dziewiątą ktoś zauważył smugę dymu,
sączącego się na podwórko przez drzwi wejściowe. Zaalarmowano
straż pożarną. Kłęby czarnego dymu pojawiły się na podwórku
dopiero wtedy, gdy strażacy wybili okno w mieszkaniu i wyważyli
drzwi. Na łóżku znaleźli nieprzytomnego mężczyznę.
- Prawdopodobnie pożar powstał od zaprószenia ognia w kominku.
Spaliła się część mebli, ale plamienie nie objęty całego
mieszkania. Ogień nie przeniósł się też na sąsiednie
pomieszczenia. Niestety - mimo reanimacji - lekarzom nie udało
się uratować 50-letniego lokatora mieszkania. Zmarł w wyniku
zaczadzenia. Nie stwierdziliśmy w tej tragedii udziału osób
trzecich - mówi Agnieszka Walczak z KM Policji." |
|
|
6 lutego |
w samo południe powstał pożar
przy ul Sołtyka. "Sąsiadów zaalarmował gęsty dym ulatniający się
z mieszkania położonego na drugim piętrze wiekowej kamienicy.
Przybyli na miejsce strażacy (w akcji brały udział trzy zespoły)
wyważyli drzwi, użyli również drabiny, za pomocą której dostali
się do okien.
- Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Właścicielka mieszkania
poparzona leżała nieprzytomna na podłodze. Palił się już cały
pokój. Zaczynało być groźnie - opowiadał jeden ze strażaków.
Gaszenie pożaru utrudniały wypełniające mieszkanie dziesiątki
wypchanych kartonów i duża ilość ubrań. Policja i straż ustalają
przyczyny pożaru. Prawdopodobnie zawiniła iskra z pieca, od
której błyskawicznie zajęły się kartony. Właścicielka
jednopokojowego mieszkania, 70-letnia Klara N., zareagowała zbyt
późno. Ogień zniszczył wiekowy kredens, ubrania i dokumenty.
(...) Klara N. trafiła na Oddział Oparzeń Wojewódzkiego Szpitala
Specjalistycznego im. Ludwika Rydygiera z licznymi oparzeniami
tułowia i objawami zatrucia czadem" (Gazeta Wyborcza z
07.02.2002 - "Zdążyli w ostatniej chwili").
26.02. |
|
|
26 lutego |
przy ul. Kazimierza Wielkiego
został przysypany w wykopie pracownik sprawdzający posadowienie
budynku. Po nieudanych próbach uwolnienia przysypanego
zdecydowano wezwać straż pożarną. "Akcję wydobycia przysypanego
człowieka nadzorował osobiście Komendant Miejski Państwowej
Straży Pożarnej Antoni Nawrot. Uczestniczyło w niej dwudziestu
strażaków (...). W tym jednakże przypadku niepotrzebny był
specjalistyczny sprzęt. Najbardziej przydatne były zwykłe
wiadra. Dopiero gdy obok wykopu pojawiły się zwały ziemi,
strażacy zastosowali poduszki rozprężające, którymi otoczono
wiertacza. Ludzie, którzy zgromadzili się wokół miejsca akcji,
odetchnęli z ulgą, gdy w wykopie pojawiła się niebieska,
włóczkowa czapeczka przysypanego robotnika. Wyszedł o własnych
siłach. Dopiero, gdy lekarz i sanitariusze ułożyli go na
noszach, można było zobaczyć ziemistą cerę i podkrążone oczy -
znak, że pomimo zewnętrznego spokoju, przeżycia ostatnich dwóch
godzin pozostawiły ślad w jego psychice" (Dziennik Polski z
27.02.2002 r. - "Ruchome piaski"). Interwencja straży trwała
równe 2 godz. |
|
|
7 marca |
nad Krakowem szalała wichura.
Jak napisał Dziennik Polski z 08.03.2002 r. w notatce "Wiatr
zniszczenia": "Najwięcej szkód wiatr poczynił w Krakowie.
Wczesnym popołudniem na autostradowej obwodnicy miasta, w
pobliżu Balic, wichura przewróciła ciężarówkę z przyczepą
wypełnioną styropianem. Obwodnica została zablokowana na kilka
godzin; policjanci kierowali samochody na objazdy. Ponad godzinę
samochody nie mogły przejechać przez ul. Warszawską (blisko
Dworca Głównego PKP), bo strażacy musieli stamtąd usunąć deski z
rusztowania stojącego przy jednym z budynków. Spadające deski z
tego rusztowania zraniły w głowę 20-letnią kobietę, którą
odwieziono do szpitala". W związku z wichurą strażacy
interweniowali 94 razy. |
|
|
6 kwietnia |
stanął w ogniu zabytkowy
kościół przy ul. Panieńskich Skał. Relację z tego zdarzenia
zamieściła Gazeta Krakowska z 08.04.2002 r. w artykule "Msza na
pogorzelisku". "Pożar wybuchł kilkanaście minut po pierwszej.
Wokół wszyscy spali. Czerwoną lunę na niebie zauważyła
dyżurująca sobotniej nocy pracownica nastawni kolejowej na
stacji Kraków-Mydlniki. To ona powiadomiła straż pożarną. Na
miejsce przyjechało 80 strażaków i wozy bojowe ściągnięte z
całego Krakowa.
- Ogień objął już cały budynek. Wiedzieliśmy, że nie mamy szans,
że go nie uratujemy - mówi st. kpt. Krzysztof Mendak. Strażacy
niezwykle ofiarnie walczyli z żywiołem. A było to prawdziwe
piekło - powietrze aż drgało od żaru, ogień na dziesięć metrów
raził gorącem nie do zniesienia.
Walczono nie tylko z płomieniami, starano się ratować
wyposażenie kościoła, zabezpieczać sąsiednie zabudowania, by
pożar się nie rozprzestrzenił. Strażakom udało się wynieść
tabernakulum, monstrancje i kielichy.
- Aż tyle czy tylko tyle - boleje ksiądz proboszcz Stanisław
Kolarski. - Bezpowrotnie przepadły XVIII-wieczne organy i równie
stare święte obrazy. Przepadło wszystko, takie nam drogie, takie
cenne.
Ogień doszczętnie strawił cały budynek. Ocalała jedynie ściana
przy ołtarzu i krypta dolna". Kościółek ten był już wcześniej
podpalony w lipcu 1978 r. przez piromana. |
|
|
1 maja |
przy ul. ks. Meiera doszło do
katastrofy budowlanej. Tak zdarzenie to opisała Gazeta Krakowska
z 2-3.05.2002 r. w notatce "Przeżyli własną śmierć": "Akcja
ratunkowa rozpoczęła się około godziny 10 rano.
- Na dwóch mężczyzn układających rury kanalizacyjne przy jednym
z nowo stawianych bloków zawaliła się ściana blisko
trzymetrowego wykopu - mówi kpt. Trojan. - Pomyśleliśmy sobie,
że już po nich...
Tymczasem spod ziemi dało się słyszeć głosy mężczyzn. Wołali o
pomoc..
- Zaczęliśmy kopać jak najęci - opowiada jeden ze strażaków. - W
obawie o poszkodowanych używaliśmy tylko saperek. Musieliśmy też
uważać na ściany wykopu, żeby się nie zawaliły na nas. Na
miejscu cięliśmy deski i podpieraliśmy nimi wykopy.
Pierwszego mężczyznę wydobyto około godz. 11.30. Drugiego
piętnaście minut później. Obydwaj - około trzydziestoletni -
robotnicy byli przytomni. Podano im tlen i po krótkich
oględzinach odwieziono na ostry dyżur do szpitala przy ul.
Modrzewiowej. Jak się dowiedzieliśmy - ich życiu nie zagraża
niebezpieczeństwo.
- Mieli wyjątkowo dużo szczęścia - mówi Wojciech Szparczyk,
lekarz dyżurny z Modrzewiowej. - Ziemia przysypała ich tuż obok
ułożonego przed momentem rurociągu. Znaleźli się w niszy
pozwalającej oddychać. Tylko dlatego przeżyli półtoragodzinny
pobyt pod dwumetrową warstwą piasku. U jednego nie
stwierdziliśmy nawet żadnych poważniejszych obrażeń.
Zauważyliśmy natomiast, że jest... pod wpływem alkoholu. Drugi
ma uszkodzony bark.
Zdaniem strażaków, winą za wypadek należy obarczyć. ekipę
układającą kanalizację.
- Wykop nie był w ogóle zabezpieczony - twierdzi kpt. Mirosław
Trojan. - Robotnicy nie przestrzegali żadnych przepisów
budowlanych". |
|
|
4 maja |
w dzień patrona strażaków -
św. Floriana przy bazylice pod wezwaniem tegoż świętego
odprawiona został na uroczysta msza św. Zdarzeniu temu poświęcił
artykuł pt. "Etos obrońców" Nasz Dziennik z 05.05.2002 r..
Napisano w nim m.in.: "Setki strażaków - reprezentantów
miejskich i powiatowych komend PSP, krakowskiej Szkoły
Aspirantów, a także delegacji i pocztów sztandarowych OSP z
terenu całego województwa - dziesiątki księży, sióstr zakonnych
oraz mieszkańców Krakowa wzięło udział we Mszy św.
koncelebrowanej, której przewodniczył ks. kard. Franciszek
Macharski. Ze względu na liczny udział wiernych i słoneczną aurę
Eucharystia sprawowana była na ustawionym przy bazylice ołtarzu
polowym, umajonym pięknymi kwiatami. W homilii wygłoszonej przez
głównego celebransa misja strażaków - ratowanie życia, zdrowia i
dobytku bliźnich - zestawiona została z postawą Syna Bożego,
który "nie zatrzymał się w swoim pochodzie miłości i przekroczył
granice swojego własnego bezpieczeństwa". - Uczynił to dla dobra
innych, w bezinteresownej miłości; dał siebie samego po to,
ażeby obronić innych - podkreślił ks. kardynał (...).
Po zakończeniu celebry pod bazyliką uformowała się i wyruszyła
na plac Matejki procesja eucharystyczna, którą poprowadził
krakowski metropolita. Uczestniczyli w niej m.in. reprezentanci
małopolskiej straży pożarnej (wraz z orkiestrą OSP z Tęgoborza),
kolejarze, kupcy, przedstawiciele szkoły katolickiej, zaproszeni
goście oraz mieszkańcy miasta. Uroczystości zamknięte zostały
adoracją Najświętszego Sakramentu, która trwała aż do wieczornej
Mszy św. odpustowej". |
|
|
5 maja |
w Trzebini wybuchł pożar w
rafinerii ropy naftowej. Na miejsce zdarzenia skierowane zostały
wybrane sekcje z niemal wszystkich krakowskich jednostek
ratowniczo-gaśniczych. Okoliczności pożaru obszernie
przedstawiła Gazeta Krakowska z 06.05.2002 r. w artykule "Piorun
strzelił w rafinerię": "Jak mówią naoczni świadkowie, kilka,
sekund dzieliło uderzenie pioruna do potężnego wybuchu. Kopuła
zbiornika z przeraźliwą siłą została wysadzona ku górze, a oczom
tysięcy mieszkańców Trzebini ukazał się słup ognia. W
dramatyczny sposób toczyła się akcja ratunkowa, która w
pierwszej fazie ograniczana się tylko do schładzania płonącego
zbiornika i odgradzania dostępu ognia do znajdujących się
nieopodal trzech kolejnych zbiorników.
- Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że trzy zagrożone
wybuchem zbiorniki są dziś wypełnione tylko do połowy. Znajduje
się w nich 5 tysięcy metrów sześciennych paliwa. Robimy
wszystko, co w naszej mocy, by nie dopuścić do ich wybuchu.
Trudno mówić o stopniu zagrożenia kolejnymi wybuchami. Byle
zapałka na terenie rafinerii jest niebezpieczna, a co dopiero
mówić o płonącym zbiorniku - relacjonowali na bieżąco strażacy z
Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Chrzanowie.
Szczęściem w nieszczęściu - okazał się również fakt, że do
wybuchu doszło w dzień świąteczny, gdy w rafinerii nie było
wielu pracowników. Jedynym lekko rannym okazał się strażak
(...). Do godziny 19 na teren trzebińskiej rafinerii zjechały
dziesiątki jednostek straży pożarnych, zarówno z województwa
małopolskiego, jak i śląskiego, świętokrzyskiego, opolskiego. Co
kilka minut przybywały nowe. Wszystkie jednostki ratownictwa
chemicznego Polski południowej pośpieszyły z pomocą. Jednak
strażacy najbardziej czekali na deteor 1000 (...).
Pomimo dużego zagrożenia nie brano pod uwagę ewakuacji
okolicznych domów. Zdaniem strażaków zbiorniki płoną w ten
sposób, że nie są w stanie zagrozić mieszkańcom Trzebini, ani
głównym trakcjom komunikacyjnym.
- Nie jest dobrze. Ogień się nie rozprzestrzenia, ale nie dajemy
sobie rady z ugaszeniem zbiornika. Potrzebujemy więcej sił.
Sytuacja staje się coraz trudniejsza, boimy się, że ogień
wymknie się nam spod kontroli - takiej informacji udzielił nam o
godzinie 20.30 Marek Bębenek, rzecznik PSP w Chrzanowie. Pomimo
że od wybuchu minęło prawie pięć godzin, na miejscu nie było
jeszcze tyle sił i środków, by móc zapanować nad żywiołem.
O godzinie 21.12 strażacy odetchnęli z ulgą. Ogień zgasł. (...)
Największe zagrożenie minęło, ale akcja schładzania trwała
nadal. Ile potrwa usuwanie powstałych szkód - tego oszacować się
nie da". |
|
|
15 maja |
do nietypowego zdarzenia
wezwano straż pożarną przy ul. Armii Krajowej. Zdarzenie
zarejestrował Gazeta Krakowska z 16.05.2002 r. w notce "Owce na
rondzie Kraka": "Cztery samochody pożarnicze z JRG nr 3 zostały
wysłane w rejon ronda Kraka, żeby ratować biegające owce. Po
przybyciu na miejsce okazało się, że były to tylko dwie małe
owieczki, wałęsające się po chodniku i poboczu ul. Armii
Krajowej. Przy próbie ich złapania wymknęły się i uciekły w
stronę ul. Balickiej. Strażacy zapędzili zwierzęta do ogrodowej
posesji, złapali i przewieźli na teren jednostki, na ul.
Zarzecze. Stamtąd odebrał je właściciel. Owce przywędrowały z
ul. Złoty Róg, przedtem niszcząc ogrodzenie posesji". |
|
|
24 czerwca |
o godzinie 9.30 w Krakowie
przy ul. Aleksandry 2 odbyła się uroczystość oddania do użytku
nowego obiektu dla Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 6 Komendy
Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. Aktu przecięcia
wstęgi dokonał prof. Andrzej Gołaś - Prezydent Miasta Krakowa,
st. bryg. Piotr Buk - Zastępca Komendanta Głównego Państwowej
Straży Pożarnej oraz st. bryg. Seweryn Dyja - Małopolski
Komendant Wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej w obecności st.
bryg. Antoniego Nawrota - Komendanta Miejskiego Państwowej
Straży Pożarnej w Krakowie oraz zaproszonych gości. Poświęcenia
obiektu dokonał Jego Eminencja ksiądz kardynał Franciszek
Macharski. Uroczystość z wrodzonym sobie poczuciem humoru
prowadzili krakowscy redaktorzy Leszek Mazan i Mieczysław Czuma.
Znajdująca się na obszarze 0,8 ha Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza
składa się z 2 obiektów:
- budynku głównego, o powierzchni użytkowej 2627 m2 , z
pomieszczeniami socjalno-szkoleniowymi dla strażaków, Punktem
Alarmowym, 8 stanowiskami dla samochodów ratowniczych,
magazynami środków gaśniczych, siłownią i suszarnią ubrań i
węży,
- budynku energetycznego.
Na terenie Jednostki znajduje się również plac do ćwiczeń, małe
boisko sportowe oraz wspinalnia.
Do nowego obiektu Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 6 przeniosło
się 48 strażaków pełniących dotychczas służbę w użyczonych od
PKP od 1.07.2001 r. obiektach przy ul. Kolejowej 4, które były w
złym stanie technicznym. |
|
|
31 lipca |
nad Krakowem przeszła
gwałtowna burza, która poczyniła ogromne straty. Wydarzenia te
opisał Dziennik Polski z 01.08.2002 r. w notatce "Burza nad
Sukiennicami": "Wczoraj około 16.30 nadciągnęła nad Kraków
krótka, ale bardzo intensywna burza. Wichura, która poprzedziła
opady, wyrządziła w mieście nadspodziewanie duże szkody. Wieczór
upłynął strażakom na usuwaniu drzew powalonych na trakcję
tramwajową, sieć energetyczną, ulice, parkingi, dachy.
Poważniejsze rany odniosło 6 osób, w tym matka z dwójką dzieci,
jadąca samochodem ul. Reymonta - samochód został przygnieciony
przez złamane drzewo. Wieczorem zmarła jedna z osób
przygniecionych przez powalone drzewo.
Do tragedii doszło w sercu miasta, gdzie wiatr powalił jedną z
reklam, zawieszonych na metalowej konstrukcji, przymocowanej do
ściany Sukiennic. Konstrukcja pociągnęła za sobą renesansową
attykę, zwieńczoną maszkaronami".
W związku z wichurą i opadami deszczu strażacy interweniowali
tego dnia 79 razy, w tym 20 razy uwalniali przygniecione przez
drzewa samochody. |
|
|
18 sierpnia |
w ramach pielgrzymki papieża
Jana Pawła II do ojczyzny na krakowskich Błoniach odprawiona
została uroczysta msza św. z udziałem setek tysięcy wiernych. Na
temat udziału straży pożarnej w tych wydarzeniach pisał Dziennik
Polski z 22.08.2002 r. w artykule "Służby bez zastrzeżeń": "W
przygotowanie i realizację pielgrzymki zaangażowano 556
funkcjonariuszy Państwowej Straży Pożarnej oraz 9358 strażaków z
jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej. W pobliżu trasy przejazdu
kolumny papieskiej i w miejscowościach odwiedzanych przez Ojca
Świętego doszło do 16 pożarów (w tym jeden miał miejsce w
okolicy krakowskich Błoń w trakcie mszy). Straż była także
przygotowana na ataki bioterrorystyczne. (...) Strażacy
monitorowali także sytuację meteorologiczną i stan wód na
rzekach; po raz pierwszy korzystali z radaru NATO oraz dwóch
radarów zainstalowanych na terenie Czech, obejmujących Kraków i
część Małopolski (w tym Kalwarię Zebrzydowską)". |
|
|
4 września |
o dość szczególnej formie
działalności krakowskiej straży pożarnej poinformował
czytelników Dziennik Polski w artykule "Wieczorami na
szerszenie": "Wieczorami strażacy zakładają stare kombinezony
gazoszczelne, zabierają gaśnice śniegowe i jadą wozami
strażackimi usuwać gniazda szerszeni. Codziennie w Krakowie mają
nawet po kilkanaście takich wezwań.
- To jakaś plaga - twierdzi młodszy kapitan Robert Anioł,
zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 w Krakowie
(...). Do szerszeni jeździ się wieczorami, ponieważ wtedy owady
wracają do swoich siedzib. Strażacy najpierw spryskują gniazdo
gaśnicą śniegową, która tak schładza powietrze, że szerszenie
nie mają ochoty wychodzić na zewnątrz. Potem wsadzają je do
szczelnego pojemnika. W takiej akcji bierze udział od 4 do 6
osób, ubranych w stare, nie spełniające już norm ubrania
gazoszczelne, które dobrze chronią przed rozwścieczonymi
owadami. Strażacy jeżdżą do akcji wozami gaśniczymi.
- Nie możemy posługiwać się zwykłymi, osobowymi samochodami,
ponieważ w każdej chwili możemy dostać wezwanie do pożaru. Nie
musimy wtedy wracać do bazy i przesiadać się, tylko zostawiamy
szerszenie i jedziemy do akcji - tłumaczy Robert Anioł. (...)
Robert Anioł nie radzi używać w tych przypadkach powszechnie
dostępnych trucizn na owady.
- "Muchozol" czy inne środki nie działają na szerszenie. Mogą je
tylko rozdrażnić - wyjaśnia. Szerszenie zakładają swoje gniazda
zarówno w domkach jednorodzinnych, jak i w blokach. W czasie
ostatniej wizyty Ojca Świętego trzeba było je usuwać z drzewa
koło łagiewnickiego sanktuarium.
Na wiosnę strażacy wzywani są także do usuwania pszczelich
rojów. W JRG 1 pracuje trzech strażaków - pszczelarzy, którzy
złapanymi rojami wzbogacają swoje pasieki. - Pszczoły roją się
na przełomie maja i czerwca. Wtedy powiększa się rodzina w ulu i
dla części owadów zaczyna brakować miejsca. Jeśli w odpowiednim
czasie nie zostaną przeniesione do nowego ula - roją się -
opowiada Marian Suchodolski, jeden ze strażaków - pszczelarzy.
Teraz pszczoły przygotowują się już do spoczynku zimowego, nie w
głowach więc im rojenie (...).
Strażacy wzywani są także często do zdejmowania kotów z drzew.
Czasami jednak odmawiają interwencji. - Gdy okazuje się, że
drabina nie sięga do miejsca, gdzie wszedł kot - rezygnujemy.
Żaden strażak nie będzie chodził po drzewie. Jeśli kot potrafił
sam wejść - to i sam zejdzie - uważa Robert Anioł. Strażacy nie
uchylają się od takich interwencji, jak usuwanie gniazd
szerszeni, łapanie roju pszczół czy zdejmowanie kotów z drzew,
ponieważ to jeden z ich ustawowych obowiązków - usuwanie
zagrożeń związanych ze zwierzętami". |
|
|
14 września |
w I rocznicę tragicznego
zamachu terrorystycznego na Twin Towers wizytę w Komendzie
Miejskiej złożyła delegacja strażaków z Nowego Jorku. |
|
|
21 października |
przy ul. Telimeny powstał
pożar w bloku na IV piętrze. Przyczyną wypadku była nieuwaga
11-letniego mieszkańca, który pozostawił na kuchence bez dozoru
smażące się frytki. Pożar spowodował zniszczenie wyposażenia
całego 3-pokojowego mieszkania. W akcji ratowniczo-gaśniczej
udział wzięło 22 strażaków, którzy z pomocą 4 samochodów
gaśniczych oraz drabiny mechanicznej zlikwidowali zagrożenie.
Utrudnienie w działaniach straży spowodował zabudowany drzwiami
przez jednego z lokatorów dostęp do regulacji gazu i wody.
Straty materialne oszacowano na 150.000 zł. |
|
|
15 listopada |
28 strażaków z pomocą 4
samochodów gaśniczych i drabiny mechanicznej gasiło pożar przy
ul. Krowoderskiej. Dziennik Polski z 16.11.2002 r. w notce
"Spłonęło mieszkanie" napisał na temat tego zdarzenia: "Trzy
godziny trwała wczoraj walka strażaków z pożarem, który wybuchł
w kamienicy przy ul. Krowoderskiej 37. Doszczętnie spłonęło
mieszkanie na ostatnim piętrze, a lokal poniżej nie nadaje się
na razie do zamieszkania - został zalany wodą. Na czas akcji z
kamienicy ewakuowano wszystkich mieszkańców. Kobiecie w
podeszłym wieku trzeba było udzielić pomocy lekarskiej. -
Przyczyną pożaru było prawdopodobnie zaprószenie ognia - mówi
kapitan Andrzej Nowak z Komendy Miejskiej Państwowej Straży
Pożarnej w Krakowie. - Do jednego z mieszkań musieliśmy się
dostać przez okno. Na razie trudno oszacować straty, które
spowodował ogień. Mężczyzna z lokalu, w którym pojawił się
ogień, został zatrzymany przez policję. Akcja straży pożarnej na
kilka godzin sparaliżowała komunikację w centrum miasta". |
|
|
11 grudnia |
na bocznicy kolejowej w
Krakowie-Płaszowie doszło do niewielkiego rozszczelnienia
cysterny przewożącej amoniak. Na miejsce wezwano straż pożarną.
Działania straży opisał Dziennik Polski z 12.12.2002 r. w
notatce "Lodowy korek, wodna kurtyna": "Rota, czyli dwóch
strażaków, w gazoszczelnych ubraniach (z kluczami) m.in.
docisnęło śruby przy zaworze i po około 15 minutach wyciek ustał
- mówi starszy kapitan Jacek Ambrożkiewicz, dowódca Jednostki
Ratowniczo-Gaśniczej nr l PSP w Krakowie. Następnie stworzono na
zaworze tzw. korek lodowy; niska temperatura, połączenie wody z
amoniakiem, schłodzenie wszystkiego gaśnicą śniegową
spowodowało, że zawór został dodatkowo zaczopowany lodem. - Nie
było to konieczne, ale uznaliśmy, że jednak takie zabezpieczenie
będzie właściwe. Odczekaliśmy jeszcze około 30 minut, by
zobaczyć, czy amoniak ponownie nie zacznie się ulatniać, ale
wszystko okazało się już w porządku - powiedział nam
przedstawiciel straży.
Jacek Ambrożkiewicz przyznaje, że "mogło istnieć zagrożenie" dla
położonego w kilkuset-metrowej odległości osiedla mieszkaniowego
(przy ul. Bieżanowskiej), gdyby doszło do poważniejszego wycieku
amoniaku. - To co się wydobywało przez zawór, nim go zakręcono i
zaczopowano, było w stosunkowo minimalnych ilościach. Już w
odległości 3-4 metrów od cysterny nie było czuć amoniaku.
Stężenia były tam jeszcze bezpieczne, ale powyżej pewnych
wartości mogło być poważnie - dodaje kapitan Ambrożkiewicz. -
Dlatego cały czas monitorowaliśmy stężenia i wprowadziliśmy
zabezpieczenia, by duże rozszczelnienie cysterny nas nie
zaskoczyło i nie stworzyło groźby dla mieszkańców. Amoniak jest
gazem duszącym, w dużym stężeniu, byłby bardzo niebezpieczny. Na
wszelki wypadek przygotowano się do stawiania tzw. kurtyny
wodnej, która miałaby zapobiec rozprzestrzenianiu się chmury
amoniaku (górą lub dołem, przy niskiej temperaturze), gdyby
wydostał się z cysterny w większej ilości. Początkowo były z tym
pewne problemy, gdyż najbliżej położony hydrant, do którego
należało się podłączyć, okazał się zamarznięty (ponadto ma małą
wydajność); sprowadzono więc z innej jednostki wozy strażackie
ze zbiornikami wypełnionymi wodą. - Na szczęście nie trzeba było
stawiać kurtyny, ale musieliśmy być w takim przypadku
przygotowani na najgorsze; wszystkiego nie uda się nigdy
przewidzieć - mówi Jacek Ambrożkiewicz.
Zabezpieczona cysterna, około południa, odjechała do Tarnowa".
|
Rok: |
1992 |
1993
|
1994 |
1995 |
1996
|
1997 |
1998
|
1999
|
2000 |
2001
|
2002
|
2003 |
2004 |
|